Polecamy
Integralność (30 kwietnia, 2022 10:36 am)
Nowość wydawnicza: Finansowe IQ (29 maja, 2020 6:02 pm)
Premiera Głosu Przebudzenia (6 marca, 2020 11:58 am)
Nowość wydawnicza: Boży niezbędnik (14 grudnia, 2018 7:06 pm)

Uzdrowienie z samotności

7 października 2015
Comments off
3 989 Odsłon

Tekst: Janusz

Bóg leczy zaburzenia psychiczne i nerwice

Historia życia każdego nawróconego człowieka jest wielkim cudem. Są jednak ludzie, których historia wydaje się cudem większym od innych. Ja właśnie zaliczam się do tej drugiej kategorii. To, jak Pan poprzez osobiste nawiedzenie wyratował mnie z okultyzmu, patologii, sekt i religii, a potem uczynił żarliwym żołnierzem w swojej armii, jest długim świadectwem, dlatego dzisiaj opiszę jedynie jeden jego fragment: Uzdrowienie z samotności.

Zniewolenie

Od ósmego roku życia cierpiałem na mało znaną chorobę pochodzenia nerwicowego zwaną kaligynefobią (zainteresowanych szczegółami odsyłam do Google). Choroba ta wywołuje paniczny strach na widok pięknych kobiet.
W tamtych czasach postawienie skutecznej diagnozy graniczyło z cudem, którego niestety nie dostąpiłem. Boga nie znałem, od rodziny wsparcia nie miałem, koledzy się ze mnie śmiali, a głosy w głowie mówiły: „Nigdy nie będziesz miał żony”. Gdy dorastałem, mój stan nieustannie się pogarszał. Rówieśnicy chodzili na randki, uczyli się relacji społecznych, a ja pomimo wielkich pragnień, chęci i prób – byłem związany lękiem i wydany na pastwę niszczących mnie duchów (jako okultysta miałem ich pod dostatkiem). Nie byłem w stanie podać dziewczynie ręki, a co dopiero z nią rozmawiać. Gdy miałem ok. 16 lat cierpienie, które przeżywałem, przeważyło i podjąłem decyzję o samobójstwie. W środku nocy szedłem przez park celem położenia się na ulicy, aby rozjechał mnie pierwszy przejeżdżający samochód. Demony w mojej głowie szalały: „Nigdy nie będziesz miał żony” oraz „Jedyne, co ci zostaje, to być homoseksualistą”. Gdy byłem w połowie drogi, nagle z nieba rozległ się głos, który przekrzyczał wszystkie inne głosy. Jeden bardzo wyraźny głos: „Musisz poczekać!”. Jako okultysta znałem po imieniu wiele duchów i wiele głosów, ale TEGO głosu jeszcze nie znałem. Nigdy nie słyszałem niczego choćby zbliżonego siłą, autorytetem, władzą i pewnością. Te dwa słowa, które wypowiedział, uwolniły mnie od jakichkolwiek myśli samobójczych i dały siłę do walki z tą chorobą przez następne 12 lat.

Trud walki

Trzy lata po tym wydarzeniu usłyszałem ten głos po raz drugi. Choć nadal nie znałem źródła tego głosu, wiedziałem, że ten, kto go wypowiada, nie może się mylić. Zaufałem mu więc w 100%. Jedną z rzeczy, które wówczas usłyszałem, było: „Poznasz kobietę, która będzie cię uczyć!”. Stało się to, co usłyszałem. Poznałem piękną dziewczynę, w której zakochałem się „od pierwszego wejrzenia”. Jako 19 latek uzbrojony w cały arsenał psychologii i doświadczeń walki z moją chorobą podjąłem wielki trud walki o jej serce. Wielki, ponieważ przypominało to rozmowy dzwonnika z Notre Dame z piękną arystokratką z królewskiej rodziny. Skuty łańcuchami i obciążony głazami ze zgrzytem zębów wśród konkurencji pięknych i zdolnych podjąłem walkę. Korzystając z umiejętności okultystycznych, jakie wówczas posiadałem, rzuciłem na nią urok, aby zwiększyć swoje szanse u niej. Usunąłem go dość szybko – wiedziałem, że miłość bez wolnej woli jest pusta i bez sensu. Krótko potem nawróciłem się i poznałem Tego, który jest na szczycie władzy duchowej. Autora głosu, który mnie uratował. Trafiłem do kościoła i zacząłem powoli wracać do normalności.

Rok później wyznałem tej dziewczynie swój grzech i prosiłem o przebaczenie, uzyskując je. Była dla mnie bardzo miła i choć nękałem ją, wydzwaniałem bez przerwy, wysiadywałem prawie codziennie pod jej domem, próbując bez skutku się z nią umówić, nigdy nie dała mi znać, abym przestał. Choć do samego końca pozostała zamknięta na ewangelię, Bóg używał jej, ucząc mnie elementarnych zasad męsko-damskich i w ogóle społecznych oraz międzyludzkich. Była też dla mnie impulsem do modlitwy. Setki godzin na kolanach przed Panem i rozpaczliwy krzyk:  „Panie zmień mnie! Uzdrów mnie! Zabierz ten strach”. Trwało to trzy pełne lata, aż uleciało z dnia na dzień. Duch Święty powiedział mi „Już wystarczy! Teraz ja się nią zajmę, a ty już ją zostaw!”.

Proces uzdrowienia

Wkrótce potem zaczął się nowy czas. Mój duch był wystarczająco mocny, aby zająć się uleczeniem duszy. Poszedłem na roczną terapię, która z Bożą pomocą usunęła z mojej duszy wszystkie kolce i zadry. Wszystkie oprócz strachu do kobiet. Pomimo depresji i braku wsparcia kościoła nie poddałem się i trzymałem się wiary. Przełamawszy moją męską dumę, poszedłem do seksuologa. Jednego z najlepszych w kraju. Usłyszałem diagnozę: ciężka nerwica. Leczenie: minimum rok hospitalizacji na oddziale nerwicowym. Dusza płakała, ale duch powstał. Powiedziałem, „Boże, to nie może być twoje ostatnie słowo!”. Trafiłem do innego lekarza. Największego guru od tych spraw, dyrektora szpitala z 4 tytułami. Zaproponował mi kurs intensywny: Materiał jednoroczny w jeden miesiąc. Zgodziłem się i powiedziałem do Boga. „Boże,  ty masz moc uzdrowić mnie nawet w jeden miesiąc”. I oczywiście Bóg mnie nie zawiódł. Dokładnie 29 dni później po raz pierwszy w życiu poczułem wolność w rozmowie z kobietą. Niedługo potem zmieniłem kościół na obecny i dzięki modlitwom i społeczności kościoła zostałem uleczony z depresji. Nadchodził nowy czas….

Nowy czas

Niecałe pół roku później na jednej z młodzieżowych konferencji poznałem piękną dziewczynę – chrześcijankę. Była z innego kościoła, więc szukałem pretekstu, by się z nią spotkać. Najbliższą okazją była ewangelizacja uliczna i przygotowywanie prezentów dla ewangelizowanych ludzi. Pod pretekstem dostarczenia „gedeonitek” udało mi się dostać zaproszenie do jej domu. Niosąc karton z Bibliami, usłyszałem w duchu: „Właśnie idziesz poznać swoją żonę”. Radość rozpierała moje serce. Drzwi otworzyła mi jednak inna dziewczyna, Ewa, twierdząc, że tamtej jeszcze nie ma. Czekaliśmy na nią ponad godzinę, rozmawiając w wolności i radości na duchowe tematy. Gdy w końcu dotarła ta, na którą czekałem, szybko okazało się, że „uczynienie jej żoną” nie będzie takie proste. Kościół tych dziewczyn, choć głosi Jezusa,  funkcjonował prawie jak sekta, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje męsko-damskie. Mając pewność, że Bóg jest po mojej stronie, zacząłem walczyć o wyciągnięcie obu koleżanek do normalnego kościoła. W efekcie na kilka miesięcy zerwały ze mną kontakt. Bóg odnowił jednak przyjaźń z jedną z nich – Ewą. Z pomocą Ducha Świętego udało mi się przekonać ją, aby przyszła do mojego kościoła i doświadczała wolności, której sam doświadczałem.

Traktowałem Ewę jak każdą inną siostrę w Chrystusie i poświęciłem jej dużo czasu, jako że była nowa w naszej społeczności. Robiłem jednak co mogłem, aby dla wszystkich było jasne, że jest to tylko przejściowa sytuacja. Tak było do czasu, aż któregoś dnia dostałem od niej SMS’a, który w mojej ocenie przekroczył pewną granicę. Chcąc jej odpisać, że ma tego nigdy więcej nie robić, nagle przemówił do mnie głos z nieba: „Jak możesz być tak ślepy?”. Nagle przyszedł zimny pot na moje plecy, zwłaszcza że chwilę temu sam do siebie odnosiłem się w innej sytuacji tymi samymi słowy. „Jak mogłem być tak ślepy?”. Zalała mnie fala wątpliwości. A może się pomyliłem? A może to od początku chodziło o nią? A może te wszystkie proroctwa pasują nie tylko do tej pierwszej, ale i do niej? Milion pytań, jedna odpowiedź – posłuszeństwo Bogu. Postanowiłem ulec. Chcąc być choć trochę romantyczny, zaprosiłem ją do kina, a potem na spacer, na którym wypowiedziałem śmiesznie dziś brzmiące słowa: „Pan chce, abyśmy budowali celowy związek”. Cóż,  ona nie była tak „ślepa” jak ja i od dawna na to czekała. Tak więc tego dnia, mając 27 lat, pierwszy raz w życiu miałem dziewczynę.

Kość z kości mojej

A potem? Potem już po tygodniu Bóg dawał mi znaki i wizje odnoszące się do małżeństwa. Jednak jak mogłem oświadczyć się dziewczynie, którą bliżej znałem dopiero od kilku tygodni? Czułem do niej jedynie coś, czego nigdy wcześniej nie znałem. Nie była to miłość, którą znałem ze studiów, ale coś jakby „kość z kości mojej”. Czy to może wystarczyć do małżeństwa? Szukając odpowiedzi, dałem Bogu ultimatum. Poszedłem do jubilera i wybrałem pierścionek kosztujący X zł i powiedziałem do Boga: „Jeżeli chcesz, aby ona była moją żoną, daj mi te X zł, a ja się oświadczę”. Następnego dnia otrzymałem dokładnie kwotę, której potrzebowałem. Omijając szczegóły: oświadczyłem się i moje oświadczyny zostały przyjęte. W okresie narzeczeństwa diabeł nie dawał za wygraną i atakował wściekle. Wtedy też odkryłem, jak bardzo Pan przygotował mnie do tego, abym mógł usłużyć swojej przyszłej żonie, która tak samo jak ja miała nieciekawą przeszłość. Pomimo szaleńczych ataków diabła, pobraliśmy się po czterech miesiącach w mroźny styczniowy dzień.

Dzisiaj po dwóch latach widzę jak wielkim błogosławieństwem jest dla mnie moja żona, którą prawdziwie pokochałem dopiero po ślubie. Dopiero wtedy zrozumiałem, czym tak naprawdę jest miłość, a nie tylko zakochanie się i „motylki”. Dziś wiem, że ona była dla mnie, a ja dla niej i że mamy wspólne powołanie i wspólny cel. Nie przeszkadza nam to, że różnimy się prawie we wszystkim w wymiarze naturalnym. Podziwiamy Boga, że połączył nas, abyśmy nawzajem „jedno drugiemu” usługiwało i pomagało, czyniąc takim, jakim Bóg chce, abyśmy byli. Dzisiaj wiem, że wszystko to, czym diabeł torturował mnie przez 25 lat, to kłamstwo! Mam żonę. Mam dom. I mam dziecko. Wbrew klątwom wypowiadanym nade mną, jesteśmy błogosławieni finansowo oraz szczęśliwi wolnością i służbą Panu. Krew Jezusa jest silniejsza niż jakiekolwiek duchowe łańcuchy i moje życie jest tego dowodem.

Comments are closed.