
Tekst: Adam Nawrocki
Już na przełomie wieku XIX i XX przed diasporą żydowską pojawiła się alternatywa w postaci dwóch przeciwstawnych nurtów – asymilacji albo syjonizmu.
W krajach Zachodniej Europy społeczność żydowska znacznie częściej opowiadała się za asymilacją, w odróżnieniu od Żydów wschodnich. Tam syjonizm miał znacznie większą liczbę zwolenników, choć również mocną opozycję stanowił ruch bundowski[1], odrzucający zarówno syjonizm, jak i asymilację na rzecz autonomicznej społeczności żydowskiej w diasporze. Ostatecznie jedyną drogą ocalenia dla europejskich Żydów stała się syjonistyczna idea własnego państwa.
Ojcowie żydowskiego państwa stanęli przed wyzwaniem określenia kryterium narodowego, z jednej strony opierającego się na wielowiekowej tradycji, a z drugiej na założeniach syjonistycznych. Określenie tożsamości dla tak zróżnicowanej kulturowo społeczności – rozdrobnionej w wyniku oświeceniowej nowoczesności, zdruzgotanej przez Shoah – wymagało przede wszystkim znalezienia wspólnych cech charakterystycznych dla współczesnych Żydów.
Co ich łączyło? Pochodzili z różnych kultur: afrykańskiej, arabskiej, amerykańskiej, polskiej, niemieckiej… Nie mówili jednym językiem, choć największa grupa – aszkenazyjska – miała swój jidysz. Chociaż był to język Żydów środkowoeuropejskich, to do II wojny światowej posługiwało się nim, według niektórych szacunków, nawet 12 milionów ludzi na świecie. Przez większość Syjonistów jidysz postrzegany był jednak jako prowincjonalny żargon, mimo że rozwinęła się w nim niezwykle bogata literatura i publicystyka żydowska. Oprócz tego w diasporze używano ladino i różnych judeomieszanek języków europejskich, mówiono po polsku, rosyjsku, niemiecku. Hebrajski traktowany był głównie jako język liturgiczny, chociaż w oświeceniowej kulturze żydowskiej pojawiła się też poezja i literatura hebrajska.
Jedyną, dającą się określić wspólną cechą dla tej wielokulturowej i wieloetnicznej ludności była zatem religia. Syjonizm, jako wartość uniwersalna, sam w sobie nie stanowił cechy narodowej, a jedynie ideę sformułowaną przez Teodora Herzla. Jedynie judaizm dawał fundamenty do odbudowy państwowości Izraela. Ojciec syjonizmu na pierwszym kongresie w Bazylei stwierdził, że „Syjonizm oznaczał powrót do judaizmu zanim stał się powrotem do Syjonu”. Akcentował konieczność unikania rozłamu spowodowanego wiarą, ale jednocześnie pozycjonował wyznanie, jako kwestię czysto prywatną. W opozycji do tych poglądów była syjonistyczna, religijna mizrachi niemogąca pogodzić się z rozdziałem religii od syjonistycznego państwa.
Jednak ludzie, którzy tworzyli nowe państwo, należeli już do pokolenia transformacji, przejścia od religii do sekularyzmu. Ojcowie Erec Israel – David Ben Gurion i Chaim Weizmann – stanęli przed zadaniem zbudowania kompromisu między ideą świeckiego, liberalnego państwa a ortodoksyjnego państwa żydowskiego. Zarówno rewizjoniści, na czele z Włodzimierzem Żabotyńskim, jak i sam Ben Gurion, dążyli do ukształtowania nowego narodu Izraelitów, a Tanach i Talmud traktowali, jako historyczne uzasadnienie prawa do bycia narodem. Inaczej niż religijni syjoniści, którzy słusznie twierdzą, że państwo żydowskie musi być trwale oparte na przymierzu z Bogiem i Torze. Pozornie wizja państwa była dość spójna, jednak wyraźne rozbieżności pojawiały się między innymi na tle związku państwa i kościoła. W odróżnieniu do rewizjonistów Ben Gurion utożsamiał młode państwo ze starożytnymi, biblijnymi korzeniami, odrzucając jednocześnie prymat judaizmu rabinicznego i prawa halachicznego w jurysdykcji Izraela. Jak opowiada Szimon Peres, wspominając swojego mentora – Ben Gurion zakładał powrót do judaizmu z czasów Świątyni, bez rabinatów i całej hierarchii. Nie chciał, by naród Izraela upodabniał się do innych, pragnął zachowania, a właściwie powrotu do jego pierwotnego, biblijnego charakteru, który został, w jego ocenie zaprzepaszczony przez diasporę.
W wymiarze politycznym przeważyła wizja bengurionowska, stanowiąca rozwiązanie pośrednie dla państwa demokratycznego i świeckiego, z jednoczesnym zachowaniem jego wyjątkowości.
Naczelną zasadą syjonizmu było bowiem porzucenie diaspory i życie w Syjonie. Zasada określana jako „negowanie diaspory” dotyczyła pierwotnie określonego stylu życia, w ekstremalnym sytuacjach prowadziła jednak do odrzucenia Żydów żyjących na wygnaniu. Kolejne pokolenie urodzonych w Palestynie Sabrów całkowicie negowało diasporę wraz z całym jej dziedzictwem, osiągając nierzadko specyficzny rodzaj niechęci, porównywany wręcz do antysemityzmu. Znienawidzone przez syjonistów cechy diaspory określane były, jako pochodne pojęcia „galut”, oznaczającego życie na wygnaniu, wiecznym poniżeniu i uległości w stosunku do gojów. Syjoniści piętnowali fundamentalne reguły życia narodu wygnanego, takie jak chociażby Dina De-Malkhuta Dina (prawo kraju, w którym żyjemy jest obowiązujące) czy Ha-szem jerachem (Bóg się zlituje).
Syjonistyczna wizja nowego człowieka
Niemal od samego początku osadnictwa żydowskiego w Palestynie obowiązywały dwie zasady, które syjoniści traktowali jako swoistą religię. Pierwszą była „awoda iwrit” oznaczająca dosłownie hebrajską pracę. Był to imperatyw nakazający Żydom pracę na własnej, wykupionej od Arabów ziemi. „Awoda iwrit” dotyczyła zatem wyłącznie Żydów i zakazywała wykorzystywania pracy najemnej – zwanej „awoda zara” (cudza praca). Chciano w ten sposób uniknąć pułapki, w jaką wpadł brytyjski imperializm wykorzystujący pracę tubylców dla własnych celów. Z drugiej strony krytycy „awoda iwrit” wskazują na to, że przyczyniła się ona do separacji Żydów od Arabów. W parze z „awoda iwrit” szła zasada określana jako „geulat ha-karka”, określająca kategoryczny nakaz wykupu ziemi od Arabów, a nie zdobywanie jej przemocą.
Stosunek do pracy, z naciskiem na pracę fizyczną na roli, miał silne podłoże ideologiczne o wyraźnych lewicowych, czy wręcz komunistycznych konotacjach. Nasilił się wraz z przybyciem fali imigrantów, potocznie znanej drugą aliją, głównie z Europy Wschodniej, przed wybuchem I wojny światowej. Katorżnicza praca na roli stała się przedmiotem kultu, którego świątyniami były powstające na pustyni osady kibucowe. Czasy syjonistycznych pionierów z utopijną wizją nowego Izraela, tak szeroko dziś kontestowane – były etapem, bez którego prawdopodobnie współczesny Izrael nie osiągnąłby obecnej pozycji gospodarczo-ekonomicznej, a możliwe, że w ogóle by nie przetrwał. Trudno dziś wyobrazić sobie ludzi, którzy owładnięci fanatyczną wizją, wbrew rozsądkowi zmieniali biegi rzek, nocami wykuwali kanały w skalistym gruncie, nawadniając jałową glebę, by za dnia, w pustynnym skwarze uprawiać wysychające poletka, jednocześnie kryjąc się przed ostrzałem wrogo nastawionych sąsiadów. W ten sposób, po wielu latach heroicznej pracy pustynne nieurodzaje zamieniały się w kwitnące ogrody, sady i bogate w plony uprawy. Izrael stopniowo stawał się światowym potentatem w produkcji owoców, warzyw i orzeszków ziemnych.
Taki stan wymagał jednak wielu ofiar nie tylko w powszechnym tego słowa rozumieniu. Syjonistyczna ideologia kształtowała osobowość kolejnych pokoleń w oparciu o utopijną wizję społeczeństwa, w którym tradycyjne wartości zostały kategorycznie odrzucone. Religię zastąpił kult człowieka pracy, a rodzinę kolektyw kibucu. Izraelska dziennikarka Jael Neeman w autobiograficznej opowieści „Byliśmy przyszłością” w niezwykle realistyczny sposób opisała dzieciństwo i młodość „dziecka kibucu”. Nostalgia i dziecięca prostota miesza się w tej historii z bolesnym rozczarowanie dojrzałej kobiety, która dziś czuje się ofiarą wielkiego społecznego eksperymentu.
Izraelczycy – nowa tożsamość
Kulminacją dążenia do jednoznacznego określenia tożsamości Izraelczyków było uchwalenie 5 lipca 1950 roku przez Kneset Prawa do powrotu. To podstawowe prawo Izraela zdejmowało odpowiedzialność o decydowaniu o przynależności do narodu izraelskiego z sądów rabinicznych, czyniąc je prawem świeckim.
Jednocześnie Prawo do powrotu znacznie szerzej niż Halacha definiowało Żydostwo. Według nowego prawa każdy, kto identyfikował się z narodem żydowskim lub żywił przekonanie o swoim żydowskim pochodzeniu, spełniał jego wymogi. Wcześniej należało jednak sprecyzować, kim są Żydzi, kim Hebrajczycy, a kim Izraelczycy. Do dziś te określenia stosuje się zamiennie, w zależności od kontekstu różnie interpretuje – raz jako synonimy, a kiedy indziej jako przeciwieństwa.
Świecki liberalizm w nadawaniu obywatelstwa od niemal samego początku stanowił zarzewie konfliktów między ugrupowaniami religijnymi i ortodoksyjnymi a sekularystami, ugrupowaniami lewicowymi i prawicowymi.
Słynnym kazusem prawnym była sprawa Benjamina Shalita – Żyda, który po poślubieniu Szkotki osiadł w Izraelu, na mocy obowiązującego prawa nie mógł zarejestrować swoich dzieci jako Żydów. W 1970 roku wyrokiem Sądu Najwyższego nastąpiło korzystne dla Shalita rozstrzygnięcie, pomimo protestów ze strony ugrupowań ortodoksyjnych i prawicowych. W tym samym roku na skutek nacisków ze strony religijnych syjonistów ustanowiono prawo definiujące, że Żydem jest osoba urodzona z żydowskiej matki lub nawrócona na judaizm i niewyznająca innej religii. Spektakularny był również przypadek katolickiego mnicha Daniela Ruffeisena, z pochodzenia Żyda, który w 1963 roku rozpoczął starania o przyznanie mu izraelskiego obywatelstwa. Ostatecznie otrzymał jedynie obywatelstwo przysługujące Izraelczykom niebędącymi Żydami.
Niezależnie od ideologicznych założeń Syjonistów od samego początku charakter państwa żydowskiego – jego klimat, atmosferę i kulturę kształtowały kolejne fale imigrantów. Każda alija miała swoje bezpośrednie odzwierciedlenie w Ziemi Izraela – czy to w nowych kibucach, na zatłoczonej ulicy Tel Awiwu, na plaży w Hajfie, czy wreszcie na jerozolimskiej starówce.
Mimo obowiązującego, urzędowego języka hebrajskiego na ulicach, w sklepach i autobusach rozmawiano po niemiecku, polsku i w jidysz. Dzisiaj najczęściej spotykanym, „obcym” językiem ulicy jest rosyjski. Charakter narodu i państwa żydowskiego, w jego różnorodności i odmienności ukształtowała diaspora z całym „dobrodziejstwem inwentarza”, jaki wniosła na przestrzeni kilku dekad.
W latach 30. ubiegłego wieku do Palestyny przybyli pierwsi uciekinierzy z Niemiec zwani przez miejscowych nieco pogardliwie jeke. Wielu jeke wniosło do ówczesnego Narodowego Domu Żydów (na mocy Mandatu Ligii Narodów Palestyna pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii stała się miejscem legalnej i nielegalnej emigracji Żydów, głównie europejskich) wiele z kultury, nauki i stylu życia Niemiec. Trudności z asymilacją w tak odmiennym środowisku, jakim była Palestyna sprawiały, że akulturacja przebiegała dwukierunkowo. Kultura Jeke od początku budziła sprzeciw u palestyńskich Sabrów i Aszkenazyjczyków ze Wschodniej Europy, częściowo dlatego że identyfikowano ją z hitlerowskimi Niemcami, mówiono o nich „Niemcy”, wytykano niemieckie cechy. Stanowili oni jednak wbrew zarzutom jiszuwu (osadnictwo żydowskie w Palestynie) cenny wkład intelektualny i materialny w rodzące się społeczeństwo.
Zetknięcie się różnych cywilizacji pod biało-niebieskim sztandarem było dla ludzi niezwykle trudnym wyzwaniem. Każda nowo przybyła grupa musiała pokonać wiele barier mentalnych i kulturowych, musiała zmierzyć się z ciężką pracą w kibucach, pustynnym klimatem – wszystko było nowe, obce i często nieprzyjazne. Żaden exodus do Ziemi Izraela nie miał jednak tak dramatycznego przebiegu, jak przybycie ocalałych z Holakaustu. Nie tylko ze względów na największą w dziejach traumę, jakiej doświadczyli ci ludzie. W „ziemi obiecanej” spotykali się z obojętnością i nierzadko pogardą ze strony Izraelczyków. Ocaleńcy wnosili pamięć o diasporze, o której młody Izrael chciał jak najszybciej zapomnieć. Dysonans między syjonistyczną wizją nowego człowieka a rzeczywistością trudno było zażegnać masową polityką asymilacji imigrantów.
Najlepiej oddać głos człowiekowi, który tej metamorfozy z Żyda w Izraelczyka doświadczył osobiście i w ostatecznym rozrachunku odniósł zwycięstwo. Szewach Weiss – autor tych wspomnień jest dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków i naukowców izraelskich, żywą legendą współczesnego Izraela. Jego wspomnienia najlepiej obrazują tamte czasy:
„…nasze pokolenie natknęło się w Izraelu na dumne i kłujące społeczeństwo Sabrów. Oni nie rozumieli naszych duchowych lęków i załamań, naszych słabości fizycznych, trudności adaptacji w nowym, gorącym kraju bliskowschodnim. Najgorsze zaś było to, że pogardzano naszym dziedzictwem diaspory, a także naszym językiem żydowskim, a nawet akcentem polskim, chociaż przecież przodkowie i nauczyciele Sabrów sami rozmawiali kiedyś z takim samym akcentem! A jednak pokonaliśmy te trudności, stając się częścią społeczeństwa izraelskiego, a jednocześnie wnieśliśmy do niego nasze europejskie dziedzictwo i z czasem poważanie dla diaspory”[2].
„Ta metamorfoza, to przeistoczenie się po przybyciu do Erec Israel w nowego człowieka było bardzo bolesne. Ale mi się udało. Rozmawiałem z moimi rówieśnikami, którzy mieli podobne losy wojenne, a teraz są znanymi profesorami, politykami i wszyscy oni uważają, że te pierwsze dwa, trzy lata przemiany były najtrudniejsze. Ta potrzeba, by być najlepszym we wszystkim, była powszechna. Dopiero jako dorosły człowiek, gdy osiągnąłem sukces i zwyciężyłem w swojej prywatnej wojnie, doceniłem diasporę i zacząłem być dumny, że z niej się wywodzę. Ale ileż trzeba było sobie wcześniej udowodnić i jak wiele czasu musiało upłynąć! Wtedy, w Hadassim (szkoła rolnicza koło Netanii), to była moja prywatna walka z Zagładą i mój własny Marsz Żywych. Jak w proroctwie Ezechiela: kości, które powstały z grobu do nowego życia, do odrodzenia”[3].
Bibliografia:
D. Landau i Sz. Peres, Ben Gurion, Żywot polityczny, Wołowiec 2013.
J. Neeman, Byliśmy przyszłością, Wołowiec 2012.
B. Wasserstein, W przededniu – Żydzi w Europie przed II wojną światową, Warszawa 2012.
G. Rosenberg, Kraj utracony Moja historia Izraela, Wołowiec 2011.
T. Segev, Siódmy milion, Warszawa 2012.
Sz. Weiss, Takie buty z cholewami, Kraków 2012.
Sz. Weiss, Z jednej strony, z drugiej strony, Warszawa 2005.
C. Shindler, Historia współczesnego Izraela, Warszawa 2011.
Biblia Tysiąclecia, Pallottinum 2002.
[1] Utworzony w roku 1897 Algemajner Jidyszer Arb eter Bund in Rusland, Pojln un Lite, żydowska organizacja lewicowa, odrzucała tradycję religijną i syjonizm, wiążąc nadzieje z niepodległą Polską.
[2] Sz. Weiss, Takie buty z cholewami, Kraków 2012, s. 82.
[3] Sz. Weiss, Z jednej strony, z drugiej strony, Warszawa 2005, s.99.