
Tekst: Jerzy Marcol
Pomoc Romom na Ukrainie miała polegać na dostarczeniu Biblii. Jednak Bóg, widząc ich niedolę, postanowił zrobić dla nich dużo więcej.
W kwietniu 2013 roku minie 13 lat od pierwszego wyjazdu do Romów na Ukrainie. Do tamtego momentu myślałem, że moja służba ma skupiać się na współpracy z Misją Tłumaczy Biblii im. Wycliffe’a, aby mobilizować polskich chrześcijan do służby na rzecz tłumaczenia Słowa Bożego na języki, które nie mają do niego dostępu, oraz organizowaniu dla nich edukacji podstawowej. Po to zresztą założyliśmy w 1995 r. Biblijne Stowarzyszenie Misyjne, aby brać udział w tej służbie. Jednak Bóg prowadzi nas przez różne okoliczności, aby pokazać nam rzeczywistość, o której wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Pokazując nam tę rzeczywistość, chce nas następnie użyć jako swojego narzędzia, za pomocą którego chce ją zmienić.
Patrz i słuchaj
W księdze proroka Ezechiela mamy fragment, który przypominam sobie w sytuacjach, kiedy nagle odkrywam coś, o czym wcześniej nie wiedziałem: „Mąż ten przemówił do mnie: Synu człowieczy, patrz twoimi oczami i słuchaj twoimi uszami! Zwróć uwagę na wszystko, co ci pokażę; gdyż sprowadzono cię tutaj, aby ci to pokazać” (Ez.40:4).
Kiedy jesteśmy czymś zaskoczeni, może to być równocześnie szansa na nowy rodzaj służby. Samarytanin, który podróżował drogą z Jerozolimy do Jerycha i natknął się na pobitego człowieka, odłożył na bok – choć na jakiś czas – swój własny program, aby zainicjować proces rehabilitacji człowieka napadniętego przez zbójców, którzy zostawili gopotem bez środków i sił do życia. Kiedy Samarytanin zobaczył człowieka w potrzebie, nie przeszedł obok niego obojętnie.
Z kolei Nehemiasz usłyszał o haniebnych warunkach życia mieszkańców Jerozolimy i postanowił na jakiś czas odłożyć na bok służbę u króla, aby wykorzystać swoje stanowisko i związane z tym możliwości, aby coś dla nich zrobić.
Pierwszy wyjazd
Pojechałem na Ukrainę, gdzie zobaczyłem warunki życia Romów i usłyszałem o tym, jak cierpią, jakie są ich pragnienia i o tym, jak Bóg zmienia ich życie. Pojechałem tam na zaproszenie braci z Republiki Czeskiej, którzy już w latach 90. organizowali pomoc humanitarną dla Ukrainy. To oni nawiązali pierwsze kontakty z Ukraińskim Kościołem Żywego Boga, który w grudniu 1984 r., jeszcze jako kościół podziemny, rozpoczął pracę ewangelizacyjną wśród Romów w rejonie Mukaczewa. Ukraińscy bracia, którzy pracowali wśród Romów, zwrócili się do braci z Czech, o pomoc w zakupie Biblii dla tych Romów, którzy się nawrócili i umieli czytać. Potrzebne były Biblie po węgiersku, gdyż to jest język, którym posługują się Romowie zamieszkujący tereny Ukrainy leżące przy granicy z Węgrami.
Jaka będzie nasza reakcja, kiedy ktoś poprosi nas o Biblię? A jeśli tych Biblii potrzeba kilkaset? Bracia z Czech nie byli w stanie sami zaspokoić tej potrzeby, więc poprosili o pomoc wierzących w Polsce, a konkretnie – Biblijne Stowarzyszenie Misyjne. Ufam, że pomysł, jak zorganizować środki finansowe na ten projekt, pochodził od Pana.
Po pierwsze, postanowiłem pojechać na Ukrainę, aby osobiście zbadać sytuację i sprawdzić, jak się rzeczy mają. Liczyłem na to, że uda się zebrać trochę informacji o życiu Romów, o ich warunkach bytowych i ich reakcjach na usłyszaną Ewangelię, aby przedstawić to wierzącym w Polsce, ufając, że Pan pobudzi wiele serc do ofiarności, dzięki czemu uda nam się zebrać środki na zakup Biblii.
Wraz ze mną pojechał na Ukrainę Paweł Brózda, którego poznałem niecałe dwa lata wcześniej. Paweł zapytał, czy może zabrać ze sobą kamerę wideo. Ucieszyła mnie jego propozycja, gdyż miałem aparat fotograficzny, ale nie miałem kamery (od tamtego wyjazdu Paweł brał udział w około 20 wyjazdach misyjnych, służąc przyjaźnią, kamerą i aparatem fotograficznym).
To, co zobaczyliśmy na Ukrainie, wstrząsnęło nami. Byłem wcześniej w Bombaju – widziałem slamsy Kalkuty, ale tak tragicznych warunków życia, jak u Romów na Ukrainie, nie widziałem nigdzie. I znowu przypomniały mi się słowa z Ezechiela: „Synu człowieczy, patrz twoimi oczami i słuchaj twoimi uszami! Zwróć uwagę na wszystko, co ci pokażę; gdyż sprowadzono cię tutaj, aby ci to pokazać”. – Ale Panie, co ja mam z tym teraz zrobić? Co zrobić z tą wiedzą i świadomością, że Romowie mieszkają w maleńkich lepiankach, na terenach pozbawionych melioracji i kanalizacji, że piją wodę ze skażonych studni, że praktycznie są bezrobotni i kombinują dorywczymi pracami, aby przeżyć, że chorują i nie mają dostępu do opieki medycznej, że większość dzieci nie chodzi do szkoły?
Reakcja w Polsce
Po powrocie do kraju Pan Bóg dał możliwość odwiedzenia kilku zborów, gdzie mogłem mówić o Romach na Ukrainie, pokazywać zdjęcia i filmy, które przemawiały o wiele skuteczniej, niż moje słowa. Po każdej prezentacji ludzie spontanicznie dawali środki na zakup Biblii i na organizację pomocy dla Romów. Z zebranych środków zakupiliśmy 800 Biblii w Towarzystwie Biblijnym w Budapeszcie, które przy współpracy z węgierską organizacją misyjną działającą wśród Romów przetransportowało Pismo Święte na Ukrainę, aby rozdać wśród tych Romów, którzy uwierzyli i chcieli osobiście poznawać Słowo Boże.
Biblie zostały zakupione i rozdane. Myślałem, że tak oto zakończyliśmy swoje zaangażowanie na Ukrainie, a tymczasem nadal otrzymywaliśmy dary z przeznaczeniem na pomoc dla Romów. Co z nimi zrobić? Po konsultacjach z braćmi z Ukrainy postanowiliśmy pomóc w wybudowaniu obiektu, który miał służyć jako Dom Modlitwy i szkoła w wiosce Żniatyno. Budowę rozpoczęto w lipcu, a ukończono w listopadzie roku 2000. Szkoła została otwarta we wrześniu następnego roku.
Kolejne potrzeby
Zacząłem jeździć na Ukrainę co kilka miesięcy. Powoli Pan zaczął otwierać moje oczy na inne potrzeby Romów. Dzieci często były niedożywione. Jeśli mają chodzić do szkoły, to nie wystarczy wybudować im szkołę, załatwić nauczyciela, dać książki i zeszyty, ale trzeba je również nakarmić. Kolejnym problemem okazał się brak odzieży. Jeśli dzieci nie mają butów czy ubrań, nie będą w stanie przyjść do szkoły, szczególnie w chłodne i deszczowe dni, kiedy drogi i pola zamieniają się w grzęzawiska. Zaczęliśmy organizować transporty z odzieżą. Do akcji włączyło się wiele kościołów w Polsce. Potem Bóg pokazał nam, że wielu ludzi choruje, a nie stać ich na zakup lekarstw. Ileż to razy modliłem się o uzdrowienie chorych, a Bóg przy okazji przypominał mi – zorganizuj pieniądze, kup im lekarstwa. I to był cud, że otrzymywaliśmy pieniądze na ten cel. Przyczyną wielu chorób, zwłaszcza częstych biegunek u dzieci, było picie wody z płytkich studni, gdzie woda była skażona fekaliami z pobliskich latryn. I znowu trzeba było coś z tym zrobić. Dzięki darom od różnych osób z różnych kościołów w wielu wioskach zrobiono kilkunastometrowe studnie, z których czerpie się zdrową wodę.
Pokarm dla duszy i ciała
Na początku wydawało mi się, że służba na Ukrainie sprowadzi się do dostarczenia Biblii. Bóg miał jednak inne plany. Przez kolejne wyjazdy pokazywał nam, że służba przełamywania barier oddzielających ludzi od Słowa Bożego to nie tylko zakupienie i rozdanie Biblii, nie tylko wybudowanie szkoły i zorganizowanie edukacji, ale również dokarmianie dzieci, dostarczanie niezbędnej odzieży, lekarstw czy zdrowej wody. W tej dziedzinie na Ukrainie zostało jeszcze mnóstwo do zrobienia. Jest wiele wiosek, do których nigdy nie pojechaliśmy, aby nie rozbudzać wśród ludzi nadziei na pomoc, której nie bylibyśmy w stanie dostarczyć. Nie chcieliśmy wywoływać dodatkowego rozgoryczenia – byli, zobaczyli, jak żyjemy, i nic nie zrobili. Do tej pory pomogliśmy w znaczący sposób w kilku wioskach, ale chcemy pomagać więcej.
Więcej informacji na stronie Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego, www.bsm.org.pl.