
Tekst:Ewa Gnatowska
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, mówi stare polskie przysłowie. Jak to się dzieje, że często jako nowonarodzeni wierzący, nie widzimy związku między naszym podejściem do niektórych Bożych kwestii a kondycją życia jakie prowadzimy. Bóg swojej łasce dał nam wiele obietnic o odbudowaniu naszego życia. Dostając takie słowo czujemy się zachęceni i często lżej nam na duszy, jednak mogą minąć miesiące i lata, a „my nie jesteśmy wybawieni”. A przynajmniej nie w każdej dziedzinie naszego życia. Możesz powiedzieć drogi czytelniku, że „wszystko ma swój czas” i czasem to jest przyczyna takiego stanu rzeczy, z drugiej jednak strony „wszystko ma swój sposób” i tu często leży przysłowiowy pies pogrzebany. Rozważę dziś tylko jeden aspekt tej sprawy, którym może być pasywność względem Bożego królestwa. Bierność taka objawia się nie tylko tym, że pomodlimy się o coś, ale w tym aspekcie nie działamy, chodzi mi tutaj bardziej o naszą generalną postawę. Chrześcijanie mało skłonni do aktywności mogą przywołać zaraz przypowieść o siewcy, bowiem wystarczy, że dobre ziarno Słowa Bożego pada na właściwą glebę naszego serca, a ziemia sama z siebie wydaje owoc, czy człowiek śpi czy wstaje. Trochę nie o to jednak chodzi, żeby faktem, że nasienie najpierw obumiera, tłumaczyć taką czy inną życiową „rozwałkę”, a o to, „abyśmy się ze snu obudzili”, szczególnie, że królestwo Boże się przybliża.
Że istotnie się ono się przybliża, widać chociażby po rosnącej w kościołach Bożej obecności, a także po tym, co słyszymy o Bożej ekspansji w innych częściach świata. Wraz z tym przychodzi do naszego życia odpowiedzialność, aby wejść w to, co Bóg robi tu i teraz, a nie być stojącym z boku obserwatorem, wymadlającym gdzieś po kątach swoje małe osobiste przełomy.
Czy chcemy czy nie, w naszym życiu toczy się „kosmiczna walka”, podobna do tej, po przegraniu której Lucyfer spadł z nieba – o to komu oddamy chwałę. Kiedy przychodzimy do kościoła, ten wymiar nabiera szczególnego znaczenia, jesteśmy tam bowiem po to, aby oddać chwałę Bogu, mamy nawet dedykowaną temu specjalną część spotkania zwaną „uwielbieniem”. Jednak aby wyzwolić i przyjąć rzeczy pochodzące od Boga należy na nie napierać. Nie musimy nic robić, aby napić się z niewłaściwego źródła – z mądrości tego świata, zmysłowej czy nawet demonicznej. To stwierdzenie (przynajmniej mnie) bardzo mocno otrzeźwia, bowiem wystarczy być biernym, aby stać się wrogiem królestwa Bożego, pijąc ze źródła tego świata. Nie ma bowiem „ziemi niczyjej” w świecie ducha, a tak naprawdę w całym naszym życiu.
Śmiejemy się z gościa opisanego w Przypowieściach Salomona, co wsadził rękę do michy, ale nie kontynuował ruchu w kierunku ust ( i z jemu podobnego, któremu winnica zarosła chwastem, a także z jego kolegi, co miał zawsze lwa w podwórzu i wielu innych, dla których „to wszystko nie działa”).
„Leniwy wyciąga rękę do misy, lecz ciężko mu podnieść ją dalej do ust.” Przypowieści Salomona 26:15
Nienormalny? Niejeden uczestnik niedzielnych nabożeństw mógłby spokojne odnaleźć w tym opisie swoją jakże cenną osobę, kościół bowiem jest w pewnym sensie jak wielka misa, z której dystrybuowane są uczestnikom różnorakie duchowe dobra. Pokarm jest zazwyczaj dobrze przygotowany, łatwo przyswajalny, wygląda i smakuje wybornie. Co z tego, jeśli i tak znajdą się tacy, co wyjdą głodni i spragnieni. Trzeba umieć sięgnąć wiarą po rzeczy, wejść w uwielbienie i modlitwę. W tej analogii te rzeczy są jak łyżka, którą czerpiemy dla własnego życia. Trzeba być aktywnym, poruszyć się – nawet fizycznie, a przede wszystkim: pragnąć, pragnąć, pragnąć! Tylko dla tych bowiem, którzy pragną, Bóg zgotuje swoje zbawienie.
Nie musimy hejtować kościoła na Facebooku, aby stać się agresywnym przeciw Bożemu królestwu. Wystarczy, że nie wchodzimy w to, co Bóg robi, a zatrzymujemy Jego ekspansję, co w końcowym rozrachunku daje progres królestwu ciemności. Zgadnij proszę, co się przybliża, gdy królestwo Boże się oddala? Niestety to drugie królestwo.
Aby wytłumaczyć, że pasywność to jednak (bierna) agresja, wyjaśnię, że odmawiamy Bogu po pierwsze swego ciała na ofiarę, gdy nie chce się nam poruszyć ręką ani nogą (ba możemy przyjąć nawet postawę ciała, która wyraża coś zgoła innego niż powinna), po drugie zaangażowania naszej duszy – budując pewien dystans emocjonalny do tego, co się właśnie odbywa. Stłumione negatywne emocje mogą dać o sobie znać w ten sposób, że nie tylko nie oddajemy Bogu chwały, ale tak naprawdę od Niego już nic nie chcemy. Żywy Bóg się manifestuje, a my czekamy, aż będzie obiad albo spotkanie z przyjaciółmi. Nie tylko żywe uwielbienie, ale głoszone w mocy słowo Boże jest pewnym sensie niebezpieczne, bowiem albo wzbudzi wiarę w słuchającym, albo przywiedzie go do zatwardziałości. Widzieć Boże działanie i nic z tym nie zrobić, to niezawodna recepta na nieczułość serca. Biblijne przykłady? Proszę bardzo: numer jeden – faraon wyjścia (ten od plag egipskich), numer dwa: uczniowie Pana Jezusa, którzy nie pojęli cudu rozmnożenia chleba (ci ostatni zdołali się potem ogarnąć…).
Podsumowując, nawet jeśli mamy różne tempo ekspansji w królestwie, jednak musimy poruszać się we właściwym kierunku, aby się nie cofać. Ta szybkość, z jaką sięgamy po Boże rzeczy to niekoniecznie dynamika życia rozumiana jako światowe zabieganie, a raczej to, na ile królestwo poszerza się w strefie naszego wpływu. Od tego zależy wielkość naszej nagrody, którą otrzymamy w tym życiu, jak również na Bożym sądzie!