
Tekst: Urszula Jankowska-Matan
Jedną z najciekawszych, ale zarazem najbardziej zadziwiających historii z Biblii jest opowieść o dziejach trzech osób, powiązanych ze sobą potężnymi więzami miłości, nienawiści i zazdrości. To losy Saula, Dawida i Jonatana.
Nie chcę mówić o całej historii, ponieważ jest bardzo długa i niesie wiele wątków, ale jedynie o historii Jonatana będącego pomiędzy swoim ojcem – królem Saulem a Dawidem. Zawsze mnie frapowało, dlaczego Jonatan nie poszedł za Dawidem, ale został przy ojcu i zginął razem z nim. Saul był królem niewątpliwie namaszczonym przez Boga, ale wybranym z woli ludu. Dawid był wybrany z woli Boga. Saul o Bogu mówił do proroka Samuela „twój Bóg”, tak jakby nie do końca się z tym Bogiem utożsamiał, a Dawid znał Boga i kochał Go bardziej niż ktokolwiek na świecie. Saul miał napady nienawiści – demoniczne, niebezpieczne dla otoczenia, lecz gdy Dawid grał na harfie, demony ustępowały. Saul radził się wróżki i rozmawiał z demonem przez medium, Dawid we wszystkim radził się Boga i uwielbiał Go pieśniami i grą. Saul był ojcem Jonatana, Dawid jego najukochańszym przyjacielem, bliższym niż brat. Pośrodku tego wszystkiego Jonatan, młody, odważny, rozumiejący to, że Dawid jest wybrańcem Boga, a jego ojciec Saul jest szalony i niebezpieczny. Przyszłość należała do Dawida, to było oczywiste, Saul schodził z pola w niesławie.
Jaskinia zamiast pałacu
Dlaczego więc Jonatan nie zostawił wszystkiego i nie uciekł od ojca, nie przystał do Dawida?
Niejeden raz, jak czytamy, Jonatan przeciwstawiał się ojcu, chronił Dawida, w pewnym momencie nawet powiedział, że gdy Dawid zostanie królem, to on będzie drugim po nim. A jednak – nie zdążył, zginął razem z Saulem na wzgórzu Gilboa.
Przyjrzyjmy się, jak w tym czasie wyglądała sytuacja Dawida. Namaszczony po kryjomu na króla nad Izraelem, wyklęty przez króla Saula, tułał się po pustyniach i jaskiniach, za kompanów miał bandę wygnańców. Owszem, zrobił z nich po latach doborową armię, ale na początku wcale nie zapowiadali się na doskonałych wojowników i wiernych przyjaciół.
Jonatan prawdopodobnie czekał, aż umrze jego ojciec, Dawid obejmie królestwo, a on bezpiecznie do niego dołączy i pozostanie z nim na zawsze. I wtedy, kiedy się nad tym wszystkim zastanawiałam, zobaczyłam, że Jonatan, aby uczestniczyć w królestwie Dawida, o którym wiedział, że było dobre i od Boga, musiałby najpierw zostawić wszystko i przejść na stronę Dawida. Oznaczałoby to życie w gronie wyrzutków na pustyni, bez wygód pałacu, często w poczuciu zagrożenia. Dopiero później Jonatan mógłby rzeczywiście zostać najbliższym współpracownikiem przyszłego króla. Bez względu na swoją miłość do Dawida zginął razem z okultystą i szaleńcem po niewłaściwej stronie.
Pójść do końca
Czy ta historia ma jakiekolwiek odniesienie do nas, do naszych czasów? Wierzę, że ogromne. To nie jest tylko kwestia kompromisów, przecież Jonatan odważnie opowiadał się po stronie prawdy, narażał nieraz na gniew ojca. Ale nie potrafił umrzeć dla ciała, zostawić wygód i pozycji, stać się nikim, aby pójść za tym, w co wierzył całym sercem. Nie potrafił narazić się na wzgardę.
Kiedy stajemy się chrześcijanami, chcąc nie chcąc zaczynamy płynąć pod prąd. Nie da się żyć zgodnie z sumieniem i zgadzać ze wszystkimi i wszystkim. To oczywiste. Ale problemem jest to, że aby do końca pójść za Bogiem, czasem trzeba skądś odejść, narazić się na wściekłość i pogardę tych, na których nam zależy, czasem najbliższych. Narazić się na niezrozumienie, bycie uważanym za głupka, wariata. Lub przyłączyć się do tych, których za takich uważają.
Żeby tak zrobić, trzeba osobiście naprawdę spotkać się z Bogiem. Czytając historię tych trzech mężów Bożych, nie widziałam, żeby Saul z zapałem szukał Boga, nie widziałam Jonatana szukającego na osobności Bożego oblicza, polegał on na Dawidzie, rozumiał go, ale dla siebie samego nie szukał takiej społeczności. Dawid natomiast – uwielbiał Boga, pisał pieśni, modlił się, rozważał godzinami Słowo, znał łaskę Boga, żyjąc w końcu pod zakonem… Dawid miał siłę przeciwstawić się wszystkim okolicznościom, ponieważ osobiście znał swojego Boga. I nie zawiódł się na Nim.
Cena prawdziwego życia
Można sobie tłumaczyć na przykład, że „nieważne, w jakim miejscu jesteś, ważne, że kochasz Jezusa”. Ale trzeba zdawać sobie sprawę, że są miejsca, które mogą stać się naszym grobem, jeśli ich nie opuścimy, nawet wbrew wszystkim. Czasem opuszczenie jakiegoś miejsca wiąże się z tym, że wyklnie nas rodzina, nie będzie pomagać finansowo. Nie zrozumieją nas przyjaciele, zostaniemy na jakiś czas sami, pogorszy się komfort życia, ba, są miejsca na ziemi, że wraz z rodzinami można stracić życie za chrześcijaństwo. Więzy między ludźmi mogą być tak silne, że bez mocy Bożej wydają się nie do rozwiązania. Ludzie marzą o wolności, o takim życiu, o jakim czytają w Biblii, ale nie mają odwagi i siły, żeby zrobić krok i wyjść chociażby poza ludzkie relacje. Czasem nawet nie mają odwagi wyprowadzić się z domu i np. ożenić, bo boją się zostawić mamusię – jej gniewu, emocji, poczucia winy wobec niej. Do przełamania kontroli trzeba siły duchowej, ale potrzeba też być zdecydowanym nawet cierpieć dla wolności, żeby potem mieć ten cudowny przywilej życia zgodnie z Ewangelią. Trzeba wziąć z nieba dla siebie Słowo, kierunek, poczucie absolutnego bezpieczeństwa w Bogu. Pan nas wzywa do takiej relacji ze sobą, w której będzie mógł objawiać nam swoje plany, swoje skarby, swoje sposoby działania. Wtedy oczy kierują się na to, co widać w duchu, nie na to, co zewnętrznie atrakcyjne. Wtedy dopiero przyjdzie siła do dramatycznych, radykalnych rozwiązań. Nie chodzi mi o to, że mamy opuszczać miejsca, gdzie jest trudno. Ale są miejsca, gdzie króluje kłamstwo i niezgoda ze Słowem żywego Boga, a ludzie są trzymani w strachu i boją się pójść za tym, w co w głębi serca wierzą. Boją się stać wyrzutkami płynącymi pod prąd. W drobnych sprawach i w tych wielkich. Niech Jezus stanie się naszą mocą.
On, który zginął nagi poza bramą Jerozolimy, abyśmy zachowali naszą godność i mieli prawdziwe życie.