
Tekst: Urszula Matan
„Wchodźcie przez ciasna bramę, albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota, i niewielu jest tych, którzy ją znajdują.” Mat.7:13-14
Powyższe fragmenty Pisma zazwyczaj stosuje się w odniesieniu do przyjęcia bądź odrzucenia zbawienia, ale ja chciałabym zastosować je do życia chrześcijańskiego w ogóle, do ludzi już zbawionych. Tak też, w tym kontekście, Słowo to ostatnio do mnie przemawia.
Przyglądając się własnemu życiu oraz obserwując to, co dzieje się w świecie chrześcijańskim, odniosłam wrażenie, że jako wierzący również musimy podjąć decyzję, jaką drogą będziemy iść z Bogiem. Zobaczyłam te dwie drogi jako szeroką drogę duszy i ciała oraz wąską drogę ducha. Co więcej, zrozumiałam, że każdego dnia muszę podejmować decyzję, którą drogą mam iść.
Pewnie każdy z nas wie, jak może wyglądać droga ciała. Jest na niej lenistwo, brak modlitwy, spędzanie czasu na mało ważnych rzeczach zamiast na tych podstawowych dla życia (i to zarówno życia duchowego, jak i wypełniania naszych codziennych obowiązków), uleganie pokusom, które powodują brak wstrzemięźliwości, „rozpuszczony język” i tym podobne rzeczy. Ale jest też bardziej subtelna strona szerokiej drogi. To strona duszy. Zbyt wielu chrześcijan żyje całkowicie życiem duszy, będąc nawet szczerymi, pragnącymi Boga ludźmi. Tak zostali wychowani, tak się nauczyli i przyzwyczaili i co więcej – będą zwalczać wszelkie przejawy życia ducha jako „szatańskie wpływy”.
Życie duszy to naprawdę bardzo szeroka droga, która wiedzie na bezdroża. Czyli na miejsca suche, niebezpieczne, bez wyjścia. Bóg jest Duchem i zamieszkuje w naszym duchu, przemawia do naszego ducha. Duchem przyjmujemy Słowo, objawienie, z głębokości ducha modlimy się. Często jednakże praktyka jest taka, że bogate życie duszy przejmuje prowadzenie. Intelektualnie zgadzamy się z czymś, emocjonalnie mamy pragnienia, odczucia i to nami kieruje. Dostosowujemy sposób wierzenia do naszych doświadczeń, modlitwy płyną z emocji, nawet podlewane potokami łez, życie sobie płynie naturalnym biegiem, a my wszystko, co się dzieje, tłumaczymy „świętym” : Bóg nad wszystkim czuwa, taka Jego wola itp.
Nie prowadzimy swojego życia, ale to ono dokądś nas wiedzie. Słowo, modlitwa, uwielbienie dochodzi do momentu, w którym jest nam miło i dobrze. Wtedy ustajemy i rozkoszujemy się w naszej duszy błogością. Przyjaźnimy się z kim chcemy, żenimy się z kim chcemy, jedziemy gdzie chcemy, wydajemy pieniądze jak chcemy, chodzimy do kościoła jak chcemy, a jak nie chcemy, to nigdzie nie chodzimy … Manifestacje duchowe oceniamy intelektualnie, nie poddajemy się raczej nikomu, bo przecież wolność rządzi, itp. itd.
Można w tym momencie zakrzyknąć: O Mój Boże, a co w tym złego? Jak mamy żyć jako chrześcijanie – przecież jesteśmy pod łaską a nie pod zakonem!
I tu właśnie jest miejsce na życie ducha, na tę wąską drogę i wąską bramę, która wiedzie do życia i przynosi życie. Życie ducha jest całkowicie poddane Bogu. Wierzymy w to, co mówi Jego Słowo, dążymy do objawienia tego Słowa, aby móc zrozumieć, co Bóg naprawdę mówi. Pragniemy tego, co Bóg nam dał, wierząc, że to ma cel i sens. To oznacza na przykład, że dajemy się ochrzcić w wodzie i w Duchu Świętym, że modlimy się językami, wzrastając w tym. Każdą dziedzinę życia ustanawiamy na fundamencie Bożym, na posłuszeństwie Słowu i Duchowi. Już nie ja decyduję, ale ważne życiowe decyzje poddaję Bogu, dotąd szukając Jego woli, aż mam pewność, jaka jest i zgadzam się z nią. Sprawuję autorytet nad własnym życiem, używając Bożych środków – Słowa i modlitwy. Poddaję się Bożym autorytetom, które
On ustanowił nade mną, staram się budować Królestwo Boże razem z innymi , których postawił obok mnie. Nie ciągnę wszystkiego „pod siebie”, ale staram się patrzeć Bożymi oczami na Jego cele, nie tylko moje. Dostosowuję swoją wiarę do Bożego Słowa, a nie do własnego doświadczenia.
To znaczy, że bez względu na wszystko wierzę w to, co Bóg powiedział. Człowiek żyjący z ducha pragnie się w tym duchu rozwijać. Będzie chciał rozwijać się w modlitwie, w darach Ducha, będzie pragnął Bożej obecności i zmiany swego charakteru, bo sam Bóg powiedział, że bez uświęcenia nikt nie ujrzy Pana. A to wymaga codziennej, duchowej pracy, wchodzenia głębiej i głębiej w modlitwę, objawienie Słowa. To wymaga uczenia się chodzenia pod „rozkazem”, pod autorytetem. Nie na darmo sam Pan Jezus pochwalił i podał jako przykład wielkiej wiary setnika rzymskiego, który wierzył w moc wypowiedzianego Słowa jako rozkazu, ponieważ sam umiał chodzić w posłuszeństwie i pod przywództwem.
Życie ducha inaczej rozumie pojęcie wolności, niż życie duszy (i oczywiście ciała). Prawdziwa wolność jest wolnością nie tylko od czegoś, ale do czegoś. Wolnym był Jezus, bo nie miał W SOBIE nic, co by Go zniewalało. Był całkowicie wolny, by wykonywać wolę nie swoją lecz Ojca. Jeśli żyjemy z ducha, to będziemy całkowicie utożsamieni z tym, co mówi o nas Słowo. Przyniesie nam to wolność wewnętrzną – będziemy wolni do tego, aby służyć Bogu w posłuszeństwie, ponieważ nauczymy się podążać za Duchem Świętym w naszym duchu. Wyćwiczeni w duchowej walce, w przyjmowaniu objawienia, w uwielbieniu z ducha a nie tylko z duszy, w modlitwie , która wydobywa się z naszego ducha a nie z gardła czy tylko głowy – będziemy dobrymi uczniami naszego Pana Jezusa. Ale jest cena do zapłacenia, cena poddania się procesowi uczenia, kształtowania charakteru, poddania pod autorytet, w jednym miejscu a nie w piętnastu, co roku gdzie indziej. Jest też cena odwagi wyjścia z miejsca, które jest jak cysterna bez wody, i pójścia do miejsca, w którym jest życie. Nawet cierpiąc z tego powodu prześladowania czy ryzykując zerwanie relacji.
Wąska droga życia ducha wymaga zadania sobie uczciwego pytania – czy naprawdę chcę życia uczniostwa? Czy rzeczywiście chcę życia pełnego mocy, życia zwycięskiego, czy naprawdę chcę służyć Bogu na Jego warunkach? Jeśli tak, to droga ta – nawet jeśli wymagająca – zaprowadzi nas do prawdziwego życia. I tylko taka droga może przynieść realne zmiany w kraju. Wszystko inne, nawet najbogatsze drogi duszy i ciała nie zmienią niczego. A nawet wprost przeciwnie – zaprowadzą całe rzesze na manowce i bezwodne bezdroża. Bóg pragnie wylać przebudzenie bardziej niż my – więc przestańmy mu przeszkadzać i zacznijmy żyć życiem, którego wreszcie będzie mógł użyć.