
Tekst: Ewa Gnatowska
Gdy zaginął Marcel, mój kot, i nie wracał dwa dni byłam zaniepokojona. Szukałam, wolałam, pytałam, bez skutku. W końcu kolejnego wieczoru zebrałam się i krzyknęłam w modlitwie z całą stanowczością: Diable oddaj Marcela! W imieniu Jezusa, amen. Z wielkim wołaniem, jak zwykł modlić się Pan Jezus. Poszłam spać, a o 4:55 słyszę głośne: miauuuuu. Ruda zguba wróciła tam, gdzie być powinna.
Nie o kota tu chodzi, a przynajmniej nie tylko o niego, ale i na nim dobrze było przetrenować Boże zasady! Diabeł wszakże jest sprawcą zamieszania nie tylko w kociej głowie.
W Księdze Izajasza 42:22 czytamy następujące słowa:
Lecz lud jest złupiony i obrabowany, wszyscy oni są spętani w dołach i zamknięci w więzieniach, stali się łupem, a nie ma kto by ratował, wydani na splądrowanie, a nikt nie mówi: Oddaj!
Stan ówczesnego, współczesnego prorokowi Izraela, oddaje dużej mierze kondycję dzisiejszego kościoła, a może nawet ludzkości na ziemi. Dlatego podnosi się wołanie o Bożych wstawienników, którzy staną w modlitwie i z wiarą oraz danym przez Boga autorytetem powiedzą „oddaj”. Najpierw dobrze jest w ten sposób wołać o wyciągnięcie z dołów Bożych ludzi, aby ci podnosili potem innych. Tak naprawdę moja modlitwa brzmiała: diable oddaj Marcela, diable oddaj Tatusia, oddaj mojego szefa (… i wyżej). Na poziomie naszych domów, naszych prac, biznesu, a nawet na poziomie całego społeczeństwa czy państwa widzimy bowiem wiele rzeczy, które nie wyglądają jak powinny.
Często jednak wierzący tkwią latami w pasywności czy religijnej poprawności i mimo poświęcania czasu na chodzenie do kościoła, słuchanie nauczań czy osobistą modlitwę zamiatają wiele tematów pod dywan. Czy pod wpływem rozczarowań czy duchowego klimatu, któremu się niekiedy poddajemy, możemy stać się jak zgorzkniali starsi ludzie, którzy wszystko już widzieli, nic z tak zwanych duchowych rzeczy u nich do końca nie zadziałało i którzy z tego powodu nie chcą już „zbawiać świata” (i co gorsza, samych siebie)? Jednak powinniśmy być nieco bardziej dojrzali i – zanim będzie za późno, domagać się zmiany. Pamiętajmy, że w duchu nie ma próżni, więc rzeczy nie poddane Bogu będą pod wpływem kogo innego, zanim mu nie powiemy, żeby sobie poszedł! Całe kościoły mogą tkwić w letargu nie podnosząc nawet głosu, gdy w kraju dzieją się złe i bezbożne rzeczy. I choć całego świata nie uratujemy, przynajmniej powinniśmy rosnąć na wszystkich poziomach i w różnych dziedzinach, poszerzając swój wpływ, pamiętając przy tym, że służymy Jezusowi, któremu dana jest wszelka moc na niebie i na ziemi. I zdając sobie sprawę, że dzisiaj to my jesteśmy ciałem Chrystusa na ziemi, że mamy Jego autorytet i znamy moc Jego krwi .
Często znamy wolę Bożą w danej sprawie, ponieważ jest ona zapisana wprost w Jego Słowie albo dostaliśmy konkretną obietnicę czy słowo rhema. Okoliczności jednak z jakichś powodów są lata świetlne od Bożego porządku. Wtedy powinniśmy egzekwować nasz autorytet i w rzeczywistości duchowej domagać się zmiany, mówiąc wspomniane już kilka razy „oddaj”. Bardzo lubię obietnicę z 30 rozdziału V Księgi Mojżeszowej, gdzie Bóg zapowiada zgromadzenie swojego ludu rozproszonego między narodami. Po pierwsze dlatego, że ma On wszystko pod kontrolą, jeszcze bowiem Izraelici nawet nie weszli do ziemi obiecanej, gdy wypowiedziano te słowa. Po drugie „kraniec nieba” to często adekwatne określenie na to, jak rzeczy wyglądają.
To wtedy przywróci Pan, Bóg twój, twoich jeńców i zmiłuje się nad tobą, i zgromadzi cię z powrotem ze wszystkich ludów, gdzie cię rozproszył Pan, Bóg twój. Choćby twoi wygnańcy byli na krańcu nieba, to i stamtąd zgromadzi cię Pan, Bóg twój, i stamtąd cię zabierze. (V Moj 30:3-4)
Chrześcijaństwo, jeśli ma być skuteczne, musi powodować, że rzeczy, które zostały utracone, wracają do miejsca pierwotnego powołania i przeznaczenia. Choćby były „na krańcu nieba” (czy bardziej kolokwialnie: choćby w jakieś dziedzinie życia nie było na horyzoncie śladu odpowiedzi i wydawało się nam, że bardziej prawdopodobne jest spotkanie przybysza z innej galaktyki, niżby ta akurat rzecz miała się zmienić) jeżeli rozkażemy im powrócić, w pewnym momencie powrócą.
Co to może znaczyć w praktyce? Na przykład: Nieuleczalnie chora osoba przyjmuje całkowite uzdrowienie. Nawraca się zatwardziały grzesznik. Ktoś nie miał pracy wiele lat, nagle znajduje naprawdę dobre zatrudnienie. Mąż czy żona wierzącej osoby omijali kościół szerokim łukiem, a tu nagle są aktywnymi członkami. Niby małe rzeczy, tyle, że naprawdę kluczowe dla poszczególnych osób. Na wyższym poziomie: kraj, który był w zapaści ekonomicznej zaczyna gospodarczo rozkwitać albo: religijne społeczeństwo zwraca się ku żywemu Bogu (czytaj przebudzenie).
Stary Testament będący naturalnym obrazem rzeczy, których dzisiaj doświadczamy w sferze ducha, daje jeszcze jeden przykład z czasów proroka Samuela, jak czytamy w 1 Księdze Samuela 7:14a :
Wróciły też do Izraela miasta, które Filistyńczycy zabrali Izraelowi od Ekronu po Gat, i obszar ich także wyrwał Izrael z ręki Filistyńczyków.
Dobrze jest widzieć dwie strony wspomnianej tu historii – po pierwsze Samuel, namaszczony przez Boga prawy przywódca narodu tak zarządzał krajem, że Bóg mu błogosławił, a Filistyni trzymali się z daleka, z drugiej strony wojownicy powstali i odbili wcześniej zagrabione ziemie.
Dzisiaj tez diabeł nakradł całkiem dużo, uwięził ludzi w filozofiach tego świata, niezdrowych karierach, nałogach i w czym się tylko da, strachu, lenistwie, pasywności lub chorych aktywnościach. Całe kościoły umieścił w letargu, a niektóre kompletnie zaczarował, aby miały dobry czas i śpiewały miłe pieśni jako preludium do miłych nauczań, jednak pozostały bez realnego wpływu na otaczającą rzeczywistość. Zabrał nasze pieniądze, niektórych członków rodzin, czasem też nasze powołania i pasję dla Boga. Dużo tego, dlatego musimy rozkazać mu to oddać i … oczekujmy wielkiego powrotu!
A teraz proszę cię, drogi czytelniku, o praktyczne zastosowanie tego, co właśnie przeczytałeś. Wybierz jedną, bliską twemu sercu rzecz i rozkaż diabłu ją zwrócić. Amen.