
Tekst:Ewa Gnatowska
Górą Bożą jest góra Baszan, Górą pełną szczytów góra Baszanu. Czemu zazdrośnie spoglądacie, szczyty górskie, Na górę, którą wybrał Bóg na swą siedzibę? Pan zamieszka tam na wieki. (Ps 68, 16-17)
No właśnie. Mamy górę Baszan, kwintesencję ziemi obiecanej, z swoimi silnymi bykami orającymi żyzną ziemię z popiołem wulkanicznym, rodzącą obficie pszenicę i jęczmień. I krowami, do których piękna porównywano… ówczesne kobiety. Z „bykami Baszanu” Jezus zmagał się na krzyżu, a wiele wieków wcześniej Jozue pokonał tam Oga, króla Baszanu. Pomijając dzisiejszą sytuację na wzgórzach zwanych obecnie Golan, zdawać by się mogło, że objęcie ziemi obiecanej i dostąpienie jej błogosławieństwa zakończy wszelkie zmaganie. Niestety pojawia się nam w takim momencie kolejny wróg: zazdrość. Trudne do pojęcia jest to, że (jak opisano w Psalmie 68) inna góra, bo przecież nie dolina, patrzy na tą z zazdrością. Z zazdrością o to, że jest tam wiele szczytów, a także o to, że to ją wybrał Pan na mieszkanie.
Zjawisko zazdrości znane jest światu od zawsze, sam Salomon pisał, „lekko” już zgorzkniały w swej starości, że wszelkie powodzenie w pracy wywołuje tylko zazdrość człowieka w stosunku do człowieka. Przypomnijmy sobie króla Dawida, człowieka według Bożego serca, zaraz po namaszczeniu na króla zmagał się on z chorobliwą zazdrością Saula i jego domu, ale urósł w potęgę i… pozazdrościli mu jej Filistyni.
Zazdrość definiowana jest albo jako złość (niechęć, wrogość) do innej osoby ze względu na powodzenie, którego doświadczyła, z drugiej strony z chęcią jej kontrolowania, nadzorowania i brakiem zaufania do niej. Mocniejszą formą jest zawiść (to właśnie z zawiści wydano Jezusa na ukrzyżowanie). Nie będę dzisiaj pisała o tym, jak chorobliwa zazdrość w związku dwojga ludzi może go zniszczyć, skupię się bardziej na tej pierwszej definicji.
Zazdrość tkwi głęboko w ludzkiej nieprzemienionej naturze, już apostoł Jakub swoim liści pisze: „Skądże spory i skąd walki między wami? Czy nie pochodzą one z namiętności waszych, które toczą bój w członkach waszych? Pożądacie, a nie macie; zabijacie i zazdrościcie, a nie możecie osiągnąć; walczycie i spory prowadzicie. Nie macie, bo nie prosicie.” (List Św. Jakuba 4:1-2)
Cóż, kwintesencja cielesności ludzkiej to kłótnie i podziały widoczne na zewnątrz, mające jednak swój korzeń i „podbudowę” w sercach, między innymi związaną z zazdrością.
Na szczęście Pan Jezus na krzyżu położył kres naturze pierwszego Adama i rozgromił różne ciemne moce (silne jak byki Baszanu). Zazdrość, nawet jak nie idą za nią głupie czyny jest niebezpieczna – zamykamy się bowiem z taką postawą na łaskę Pana, który przecież niczego bardziej dla nas nie pragnie jak odbudowania naszego życia i obdarowania nas daleko bardziej niż możemy to sobie wyobrazić.
Co jednak mamy zrobić z naszym dyskomfortem, jeżeli zdaje nam się, że ktoś inny otrzymał to, co naszym zdaniem nam się należało, albo jest w pozycji, którą my chcielibyśmy zająć, a przy tym nie wydaje nam się, aby był on kimś lepszym, bardziej oddanym Bogu czy miał wyjątkową wiarę. Z naszej perspektywy wygląda to tak, jakby Boże odwieczne prawa nie działały: my sialiśmy i służyliśmy, a Pan pobłogosławił kogoś innego. Można oczywiście skwitować tę rzecz komentarzem, że „objawił się stan naszego serca”, mamy „wyrwać zazdrość” i „Pan ma dla nas lepsze rzeczy”, a generalne jest to „okazja aby wzrosnąć”. Wszystko prawda, jednak pozostaje jakiś niedosyt zrozumienia, co właściwie się wydarzyło.
Ciekawa jestem, co czuły kobiety perskie z Księgi Estery, które nie wygrały „konkursu” na druga żonę dla Kserksesa, w którym zwyciężyła Estera. Dlaczego została wybrana ona, skoro inne też się starały?
Życie bywa niesprawiedliwe, jednak szybko okazało się, że Estera miała szczególne zadanie do wykonania i że… nie było ono łatwe. Z tego przykładu płynie dla nas kilka lekcji:
- Po pierwsze, dobrze zdać sobie sprawę, że nie otrzymamy niczego, co nie jest nam dane nieba, i lepiej zatroszczyć się o to, co nam może być dane, aby tego nie przegapić. To szczególne miejsce Bóg przygotował akurat dla Estery. Jednak jest także plan i miejsce dla nas, musimy go poszukać.Bóg widzi sprawy szerzej, nasze poznanie jest cząstkowe , nie mamy pełnego obrazu. W tym przypadku był plan unicestwienia narodu wybranego i właśnie rodził się plan ratunkowy. Ten konkurs musiała wygrać Żydówka. Właściwy człowiek był wprowadzany we właściwe miejsce we właściwym czasie. Inne kandydatki nie mogły mieć o tym pojęcia.
- Po drugie, naprawdę nie jest obojętne, co robimy. I czego nie robimy. Oraz co kiedy i komu mówimy. Na przykład Estera wykonywała polecenia Mordechaja, słuchała rad opiekunów w pałacu królewskim. Nacierała się olejkami, nie brała też więcej rzeczy, niż jej poradzono. Powiedziała o swoim żydowskim pochodzeniu w odpowiednim momencie. Podobnie jest i dzisiaj : jeden obficie daje i zyskuje, ktoś walczy i zdobywa. A ktoś inny zachowuje się pasywnie, a na koniec ma pretensję. Naprawdę nie jest wszystko jedno na ile przykładasz się do Bożego Słowa czy do rzeczy Ducha. Ma znaczenie, czy jesteś posłuszny, czy zasięgasz rady, czy działasz według Bożego planu. Bóg Bogiem, jego cele są wzniosłe, ale mimo całej Jego przychylności, Estera musiała nieco popracować nad sobą by spodobać się … lekko cielesnemu królowi.
W swoich nie do końca przemienionych Słowem Bożym umysłach często nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jak bogata jest w Bogu ilość rozwiązań na nasze życie i dróg, którymi może przyjść odpowiedź. Dlaczego czepiamy się usilnie, czasami nawet podświadomie, jakiegoś kierunku rozwoju, konkretnej osoby czy planu. A gdy tego nie dostajemy, pojawia się zazdrość i inne tego typu przypadłości.
Najłatwiej to zilustrować na przykładzie: w kościołach, gdzie nie za bardzo ma się świadomość, na czym polega służba ciała Chrystusa, niemal każdy chce zostać pastorem (ewentualnie żoną pastora) – bo gdzieś w jego głowie tkwi znany z pewnych religijnych kręgów podział na (ciemny) laikat i (decydujący o wszystkim) kler. A przecież każdy z nas chce rozwijać się, zarządzać, kierować, mieć wpływ na rzeczy. Owszem, Bóg będzie wzbudzał wielu pastorów, ale pamiętajmy, że List do Efezjan mówi, że Bóg „powiódł za sobą jeńców i ludzi darami obdarzył”. Z tego wersetu można wywnioskować co najmniej dwie rzeczy, po pierwsze w darach służb nie są ci, co się sami zgłosili, bo na przykład praca w świecie była dla nich za trudna albo nie miała wartości, ale ci, których Pan „ustanowił”. Po drugie – oni są darem dla ciała, tyle, że jeśli będziemy zazdrościć darom (i próbować je „podsiąść”) nie za wiele od nich otrzymamy.
- Kolejna moja obserwacja jest taka: często widzimy coś nawet poprawne w perspektywie prorockiej albo mamy marzenia, które jak najbardziej (z pomocą Bożą) mogą się wypełnić, ale jest do tego długa droga (a na niej góry i doliny). Jeśli ktoś inny niespodziewanie to osiągnie – możemy mu zazdrościć. Nie znamy jednak całej jego historii, a w naszej cielesności mamy tendencję do skracania pewnych procesów. Aby coś osiągnąć musimy jednak przejść często różne etapy wzrostu, na szczęście możemy zrobić to szybko (w końcu już tyle razy ogłaszano nad nami przyspieszenie!). Ciągle jednak z Królestwem Bożym jest jak z nasieniem, z którego najpierw powstaje roślina, potem kwiat, a na końcu owoc. Gdy zamiast coś posiać chcemy cudzego owocu prawdopodobnie nie za wiele się najemy!
Na koniec dodam, że życiu musimy poradzić sobie z zazdrością na trzech poziomach: w naszym sercu w stosunku do innych, cudzą do nas, i … zazdrością Pana o nas, o „ducha, któremu dał w nas mieszkanie”. Jeżeli naprawdę zrozumiemy to ostatnie, odpadną dwa pierwsze problemy.