
Ankieta pokazała, że „żniwo jest obfite, a robotników mało”. Większość ludzi wierzy w Boga, ale znikoma część ma coś, co nazywamy „pewnością zbawienia”.
Marcin:
Nowe wyzwanie, nowe miejsce – Mariachi się rozciągają, Bóg chce dotknąć każdego. Tym razem celem naszym było duże centrum handlowe – Złote Tarasy. Nietypowe miejsce, bez mikrofonów, bębna i gitary. Bogu to nie przeszkadza. Mariachi się rozciągają – by jeszcze głębiej wejść w Boży plan i nie skupiać się na formie, ale tylko i wyłącznie na NIM.
Ja podczas środowego obiadu miałem przekonanie, by zrobić ankietę w Złotych na temat stworzenia świata. Co ludzie o tym myślą. Skonfrontować dwa główne nurty, czyli stworzenie poprzez ewolucję i stworzenie według planu Boga. Ludzie chętnie odpowiadali na pytania. Był to bardzo dobry wstęp, by powiedzieć o Bogu, o Jego miłości, o tym że można mieć pewność zbawienia.
Spotkaliśmy między innymi czwórkę młodych ludzi, którzy chętnie słuchali, co mamy do powiedzenia. Mieli dużo pytań o Boga, czy naprawdę istnieje, jak to jest z tym zbawieniem. Gdy odpowiadaliśmy im – chłonęli dosłownie jak gąbka. Kiedy doszło do momentu modlitwy – chcieli więcej. Mieli wiele próśb o modlitwę. Każdy z nich dostał Gedeonitkę. Ankieta pokazała, że „żniwo jest obfite, a robotników mało”. Większość ludzi wierzy w Boga, ale znikoma część ma coś, co nazywamy „pewnością zbawienia”. Większość ludzi na pytanie, czy wiedzą, że pójdą do nieba, odpowiadają: – „Nie. A kto to może to wiedzieć?” I tu już nasza rola, uczniów Chrystusa, by opowiedzieć ludziom ewangelię. Wyprostować skrzywiony obraz Boga, który panuje w naszym polskim (i warszawskim) społeczeństwie.
Agata:
Zapragnęliśmy czegoś nowego. Od roku chodzimy po ulicach Warszawy (lub stoimy) i śpiewająco opowiadamy o wielkiej Bożej miłości i Jego planie dla każdego człowieka. Modlimy się o potrzeby i uzdrowienia. Natomiast dziś towarzyszy nam przekonanie, że wchodzimy w nowe i chcemy się rozciągać, chcemy być dostępni, chcemy, aby nie było dla nas nic niemożliwego. Chcemy opowiadać o Królu Jezusie na ulicach, w blokach, szpitalach, hospicjach i… centrach handlowych. No właśnie, centrach handlowych!
I tak dziś zapuszczamy się w gąszcz sklepów w samym środku Warszawy – Złotych Tarasach. Jest idealnie – przyjemna muzyka w tle, ciepło, mnóstwo ludzi – ukochanych Bożych skarbów i większość z nich nie ma pojęcia, co to znaczy, że Bóg żyje.
Rozdzielamy się i ruszamy przed siebie – w pojedynkę, dwójkę, trójkę – bez znaczenia.
Mój wzrok przykuwa pewna pani, która idzie z naprzeciwka. Instynktownie chcę z nią porozmawiać, ale zaczynam myśleć, co powiedzieć, o co mogę zapytać, czy w ogóle podchodzić. I „niespodziewanie” pani mija mnie i idzie dalej. – Trudno – myślę, choć trochę żałuję, że nie wyłączyłam tzw. myślenia i po prostu nie podeszłam. Nagle, ta sama pani mija mnie ponownie, tym razem wyprzedzając. Podbiegam do niej i zaczynam, jak się później okazało, długą, ciekawą rozmowę. Tak naprawdę trudno było ją skończyć, dlatego wymieniłyśmy się numerami i postanowiłyśmy spotkać się jeszcze raz. W tym czasie zdążyłyśmy się pomodlić, opowiedziałam o tym, jak poznałam Jezusa, poruszyłyśmy też wiele innych ważnych tematów, związanych z Bogiem, powołaniem, rodziną.
Na koniec uświadomiłam sobie, czym jest strach przed odrzuceniem i jak często próbuje nas zatrzymać i zamknąć nam usta. Zwykły, nic nie znaczący strach przed odrzuceniem może spowodować, że my, czyli synowie Boży, nie powiemy komuś ewangelii lub nie rozwiążemy bezprawnych więzów w życiu drugiego człowieka, choć mamy ku temu pełne wyposażenie. A wszystko tylko dlatego, że między uszami zaczyna się gonitwa myśli, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Wystarczy szybka zmiana myślenia i poddanie się prowadzeniu Ducha Świętego, a przeciwnik traci wszelką moc i może się okazać, że nasz krok wiary będzie czymś nowym i przełomowym dla człowieka stojącego przed nami.

