
Przed nami nowy rok szkolny. Wiele informacji nadchodzących z mediów na temat organizacji roku może nas, rodziców paraliżować. Ale nie dajmy się pokonać strachowi przed tym „jak to będzie”.
Ważne jest, aby postawić przed dzieckiem jasne cele, które zrealizuje w tym roku. Na miarę jego możliwości. Nie bójmy się, że ten rok ograniczy Boga i nas w czymkolwiek. Oczywiście są restrykcje, których należy przestrzegać, aby zadbać o bezpieczeństwo wszystkich. Jako rodzice otrzymaliśmy od Boga mądrość do wychowania dzieci i zapewnienia im właściwego rozwoju w każdym czasie, bez względu na okoliczności. I tak, nie pozwólmy sobie na to, aby wypowiadać słowa zwątpienia i niewiary w to, co będzie się działo w nadchodzącym roku. Twoje dziecko nie będzie okradzione z możliwości zdobywania wiedzy, ani pozbawione Twojego czy nauczycielskiego wsparcia. Dużo zależy od naszej kreatywności i przestawienia się na inne tory działania. Dlaczego, gdy w biznesie tracimy klienta, potrafimy znaleźć często zupełnie nowy sposób zarabiania, a nie możemy użyć naszej kreatywności w zapewnieniu edukacji naszych dzieci? Mamy już doświadczenie kilku miesięcy pandemii. Na bazie tego, co się sprawdziło, a co nie, zaplanujmy kilka głównych punktów, które będą w tym roku ważne i już zawczasu zatroszczmy się o znalezienie właściwego rozwiązania. Jeśli chcemy, aby dziecko podszkoliło angielski – jest wiele możliwości znalezienia lekcji angielskiego poprzez np. Skype. Potrzebujemy wsparcia w nauce matematyki? Idźmy podobną drogą, a może jest w naszym środowisku ktoś kto nam pomoże. I nie zawsze trzeba „wykupić” dodatkowe lekcje, aby rozwiązać problem, czy wzmocnić nasze dzieci w jakimś obszarze. Szukajmy sposobności i możliwości. Jak zaczniemy myśleć twórczo, to nawet konwersacje z ciocią, która mieszka w Anglii mogą zrobić więcej na polu „ćwiczenia j. angielskiego”, niż nam się wydaje.
Nie zawsze rozwiązania, do których się przyzwyczailiśmy były optymalne i jak widać, nie wszystko wytrzymało czas próby „pandemii”. Ile różnych rzeczy moje dzieci robiły tylko przez jakiś czas. Była fascynacja baletem i judo. A potem – koniec i zostało tylko wspomnienie. Czasem różne zajęcia po prostu były niepotrzebnym wydatkiem albo zrzuceniem z siebie odpowiedzialności w zakresie tego, co dzieci będą robiły „po szkole”. Bądź naszym błędnym założeniem, że nasze dziecko potrzebuje dodatkowych szachów, zajęć baletu, programowania, gry na gitarze itp. A tak naprawdę, często po tych zajęciach wracało zbyt zmęczone, aby zająć się czymkolwiek innym. Nie łudźmy się, że szkoła przejmie całościowy obowiązek za edukację naszych pociech. Bo to nigdy nie jest wyłącznie rola szkoły. To my, rodzice wiemy, co jest potrzebne naszym dzieciom. W czasie nadchodzącego roku szkolnego, można zaplanować wiele wspólnych zajęć, które pozwolą nam na zacieśnienie więzi z dziećmi. Bo przecież pływać może nauczyć dzieci tata, a nie trener w grupie „Delfinki”. A zamiast innych zajęć, które zwykle proponowała nam szkoła, możemy sami nauczyć dzieci dobrych, mądrych i wartościowych rzeczy. Bo nie wszystko, co do tej pory robiły, musi znaleźć się w harmonogramie w tym roku. Postawmy na kluczowe obszary. Przy dzisiejszych możliwościach zdobywania wiedzy naprawdę wszystko jest możliwe. Ważne jest, aby nie ograniczać Boga w tym, co On chce zrobić w tym roku w nas i w naszych rodzinach.
Na co postawimy? Czy na narzekanie, czy będziemy snuli wizje: „a co to będzie, jak ktoś w szkole zachoruje i będziemy na kwarantannie?”. Nic nie będzie. Ten czas wykorzysta twoje dziecko na rozwój i zacieśnianie więzi z rodzeństwem i z tobą. Na nauczenie się od ciebie tego, co sam lubisz robić – czy to jest pieczenie ciasta, czy pielęgnacja ogrodu. Tak mało jest czasu, aby naprawdę się poznać i poprzez wspólne działanie przekazać naszych dzieciom coś pięknego, co jest w nas.
W zeszłym roku, moja córka była w tym pierwszym roczniku, który po podstawówce zdawał egzamin ósmoklasisty. Ze względu na strajk nauczycieli, przez ostatni miesiąc przed egzaminem nie miała przez miesiąc lekcji. Żadnych lekcji! Nie tylko zdalnych. (Czy jest tu jakiś rodzic, który to jeszcze pamięta?). Oczywiście nic złego jej nie spotkało, całemu rocznikowi udało się odnaleźć w nowej sytuacji. W tym roku – kolejna niespodzianka. Zdalne nauczanie przez kwartał i przymusowa izolacja. Czy sobie poradziliśmy? Tak. I wierzę, że wielu z nas, po okresie wiosennego „aresztu w domach” widzi też pozytywy takiego obrotu spraw. Wiele nadmuchanych i rozdmuchanych „rodzinnych” potrzeb ucięliśmy. Tak samo będzie dalej. Zachowajmy jedynie zdrowy rozsądek, poświęćmy więcej czasu na budowanie relacji z dziećmi i pokazywanie im świata, bo po co one mają najważniejszych spraw dotyczących ich przyszłości dowiadywać się od obcych, bądź co bądź, nauczycieli. Pasję możemy w nich zaszczepić sami. Pasję do Boga, do stałego, rosnącego apetytu na życie, budowania dobrych relacji i odkrywania siebie, a wszystko to niech będzie przykryte wzajemną miłością, która jest najważniejszym elementem wszystkiego!