
Tekst: Aneta Szuba
I Sam. 30,1-31 – wielki finał w życiu Dawida. Udręczony byciem ściganym przez Saula chroni się wraz ze swoimi ludźmi w ziemi tak znienawidzonych Filistyńczyków. Kiedy ci wyruszają na wojnę z Izraelem, odprawiają Dawida, bo boją się, że w walce zwróci się przeciwko nim. Kiedy Dawid i jego wojownicy wracają do swojej siedziby w ziemi filistyńskiej – Syklag, okazuje się, że wtargnęli Amalekici, którzy puścili z dymem Syklag i wzięli do niewoli kobiety, dzieci i cały dobytek. Rozgoryczeniu i łzom nie było końca, jednak Dawid zebrał się w sobie, złapał właściwą perspektywę, wezwał kapłana, pytał Pana i wyruszył w pogoń. Odbito wszystkich, nikt nie zginął, nic nie stracono, a dodatkowo zebrano wiele łupów. Było to wielkie zwycięstwo. Jednak w samej bitwie z sześciuset wojowników Dawida uczestniczyło czterystu. Dwustu z powodu wycieńczenia i osłabienia zostało nad potokiem Besor. Tych czterystu wojowników niekoniecznie chciało się dzielić łupami z pozostałymi, którzy nie uczestniczyli w bitwie. I tu wkracza Dawid. Czyni coś, co całkowicie zmienia perspektywę i ustanawia zasadę, która staje się ustawą i prawem dla całego Izraela aż po dzień dzisiejszy – (I Sam.30, 23-31) – „Nie postępujcie według ciała bracia moi z tym, co nam Pan dał” – „Gdyż taki jest dział tego, który rusza do boju, jak i tego, który pozostaje przy jukach; jednakowo się dzielą”.
Dawid nie tylko ustanawia nowe prawo, on je pieczętuje wyjątkowym gestem: dzieli się łupem z każdym, kto podczas jego tułaczki go przyjął, wsparł, wspomógł. Wysyła dary do starszych Judy według ich miast (a było kilkanaście). I dziwnym trafem podczas tych wydarzeń w innej bitwie ginie Saul, największy prześladowca Dawida, Dawid może spokojnie wrócić do ziemi Izraelskiej i zostaje królem Judy.
Dawid głęboko rozumiał, że nie stoczyłby tej „ostatniej” zwycięskiej bitwy, gdyby nie ci wszyscy ludzie, którzy podczas tych wielu lat tułaczki byli mu wsparciem, zachętą, pomocą. On rozumiał, że oni wszyscy byli tą małą cegiełką na drodze realizowania/budowania Bożego powołania. Król Dawid także doskonale rozumiał, czym jest lojalność i wierność. Nie przypisał sobie chwały po tym decydującym zwycięstwie. On przypisał ją całkowicie Bogu, udzielając ze zdobytych łupów każdemu, kto był kiedykolwiek po jego stronie. Uznał wkład każdego pojedynczego człowieka w swoje zwycięstwo.
Myślę o tych wszystkich żonach, które zajmują się domem, wychowują dzieci, przeżywają rozłąkę, podczas gdy ich mężowie gdzieś, komuś usługują. O tych wszystkich niewidocznych Bożych ludziach modlitwy, którzy w nocy nie śpią, bo posłuszni Duchowi Świętemu znowu o coś się modlą. O tych wszystkich cichych robotnikach w Bożej winnicy, którzy każdego dnia wiernie służą w nie za bardzo rzucających się w oczy kwestiach. Oni wszyscy mają wielką zapłatę w niebie za swoją wierność i lojalność.
Wierzę, że ci wszyscy, którym Bóg pozwala w Jego imieniu odnosić spektakularne zwycięstwa, chodzą w wystarczającej pokorze, by wiedzieć, że są częścią ciała Chrystusowego i na pewno nie jego głową.
I mam nadzieję, że każde dojrzałe Boże dziecko potrafi właściwie umiejscowić w swoim myśleniu i wypowiedziach, podziw i oczarowanie człowiekiem (choćby nie wiem jak namaszczonym), i rozumie kwestię z biblijnej perspektywy: „Tak więc jesteście współobywatelami na równi ze świętymi i obywatelami Boga. Jesteście zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, którego gruntownym węgielnym kamieniem jest sam Jezus Chrystus.” – Efez. 2,19-20.