
Tekst: Ola Piórkowska
Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia! Prz. 4:23
Ostatnio zastanawiałam się nad zagadnieniem naszego serca. Dlaczego Bóg ostrzega nas byśmy bacznie uważali na to, co w nim zamieszkuje?
Ważne jest byśmy mieli myśli Chrystusowe o innych i o nas samych. Do takiego standardu powołał nas Jezus i nie jest to łatwy standard, bo jesteśmy tylko ludźmi i często ulegamy naszym emocjom, które czasem okazują się silniejsze od wzoru, do jakiego powinniśmy nieustannie dążyć. Nierzadko też możemy zostać zranieni przez kogoś, co często powoduje urazy lub prowadzi do zatwardzenia naszego serca, co łatwo uzasadniamy szkodą wyrządzoną przez drugiego człowieka.
Jednak Bóg przebaczając nam, zapomina o naszych grzechach i przewinieniach. I my, ucząc się od naszego Ojca w niebie, też powinniśmy usuwać z naszego serca to, co złego zrobiła nam jakaś osoba, błogosławiąc ją w modlitwie i w myślach, dopuszczając tylko dobre myśli o niej.
Podczas mojej drogi chrześcijańskiej zrozumiałam, że wiele lub prawie wszystko, do czego nas nawołuje Bóg to kwestia decyzji. Decydujemy się w naszym sercu przebaczyć danej osobie i błogosławić ją w modlitwach, bez względu na emocje, racje, czy plany związane z dalszą relacją z tą osobą. Nie możemy przyzwolić na pychę, urazę czy zatwardzenie naszego serca, bo to automatycznie otwiera furtkę szatanowi do działania w naszym życiu.
Na trzecim roku moich studiów w Poznaniu niefortunnie pokryły mi się godziny jednych zajęć z wykładowego języka hiszpańskiego (studiowałam filologię hiszpańską, stąd był to jeden z ważniejszych przedmiotów) z lektoratem z języka portugalskiego (drugi język, z którego zajęcia odbywały się 3 razy w tygodniu). W związku z powyższym porozmawiałam z profesor z portugalskiego o możliwości zaliczania tej jednej godziny nieobecności w tygodniu poprzez przygotowanie dodatkowej pracy czy prezentacji, oczywiście systematycznie uczęszczając na zajęcia, na które mój plan pozwalał. Niestety spotkałam się z odmową i wieloma problemami, które pani profesor zaczęła przysparzać z powodu moich uzasadnionych nieobecności. Nie mogłam się rozdwoić, a musiałam zaliczyć ten przedmiot. Czułam się bardzo niesprawiedliwie potraktowana, zaczęłam żywić do niej uzasadnioną niechęć. Jednak błogosławiłam panią profesor i ogłaszałam przebaczenie, mimo emocji przeciwstawiających się modlitwie za osobę, która tylko utrudniała moją sytuację.
Po upływie kilku tygodni, profesor z portugalskiego zaprosiła mnie do gabinetu na rozmowę i przeprosiła, mówiąc, że będę mogła nadrobić moje godziny nieobecności dodatkowymi formami pracy. Studentki, które znały tą panią od wielu lat, stwierdziły, że nigdy jeszcze podobne wydarzenie nie miało miejsca za jej kadencji na Uniwersytecie.
Dla mnie był to Boży cud. Po tym wydarzeniu, w trakcie wypowiedzi ustnej na zajęciach z portugalskiego mogłam powiedzieć, że jestem ewangeliczką, czytam Biblię i kocham Boga. Od tego czasu pani profesor zawsze mnie pytała na forum grupy, jak wyglądają święta w naszym kościele, śluby, nabożeństwa i wszyscy mogli usłyszeć o kościele, w którym panuje Żywy Bóg.