
Tekst: Amelia Niemiec
W życiu każdego kiedyś następuje moment, zwany „przełomowym”, od którego wszystko zaczyna się już układać. I ja też miałam taki w swoim życiu niedawno.
Na początku lutego pojechałam na obóz organizowany przez Kościół Chwały w Warszawie. Muszę przyznać, że nie miałam ochoty być na tym obozie. Miałam szkołę, nie chciałam opuszczać godzin lekcyjnych. Bałam się także, że będę cały czas sama. Nikogo tam nie znałam. Dożo osób mówiło mi, że młodzież jest bardzo sympatyczna (mieli rację), więc się odważyłam.
Każdego dnia na spotkaniach można było odczuwać Bożą obecność. Najgłębszy czas relacji z Jezusem miałam w środę. Podczas wieczornego spotkania, gdy wszyscy uwielbialiśmy Boga, miałam pragnienie, aby odczuć coś więcej. Nie chciałam, żeby było tak jak zawsze. Nie wiedziałam co zrobić, lecz zrozumiałam, że do Boga można powiedzieć „Tato”. Podczas gdy wypowiedziałam słowa: „Tatusiu, kocham cię, proszę objaw mi się” padłam na ziemię. Łzy same zaczęły mi lecieć. Na początku nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Po uwielbieniu byłam oszołomiona tym zajściem. W sobotę rano wyjeżdżaliśmy z Wisły. W domu byłam dopiero w niedzielę wieczorem.
Od tego wyjazdu dużo zmieniło się w moim życiu. Moje serce zaczęło całkowicie bić dla Boga. Nieśmiałość robi miejsce odwadze, smutek o wiele rzadziej gości na mojej twarzy. Parę dni temu rozmawiałam z moją bardzo dobra koleżanką. Zaczęła się pytać mnie o kościół. Teraz jest zainteresowana, żeby przyjechać na nabożeństwo. Niedawno mój tata miał przez 2 dni straszny ból głowy. Z siostrą zaczęłyśmy się o niego modlić. Ból ustał. Może to są takie małe rzeczy, lecz dla mnie znaczą bardzo dużo.