
Tekst: Ewa Gnatowska
U podstaw chrześcijaństwa leży doktryna o sprawiedliwości w Chrystusie. Każdy nowo narodzony chrześcijanin bardzo szybko dowiaduje się, że stał się sprawiedliwy z wiary (lub jak kto woli, z łaski, w każdym razie niezależnie od uczynków) – jak gdyby nigdy nie zgrzeszył. Bóg udziela mu swojej sprawiedliwości, która oznacza nie tylko prawne wymazanie winy, ale też nową naturę w jego duchu, zgodnie z którą powinien teraz żyć. Pozornie wydaje się to proste – mamy chodzić w duchu, a nie „w duszy”. Życie jednak uczy, że jest to wyzwanie z kategorii „proste, acz niełatwe”.
W miarę wzrostu w Chrystusie wchodząc w proces poznawania prawdy, coraz więcej dowiadujemy się o Bogu i sobie samych, więc powinno być u nas w kwestii świadomości naszej sprawiedliwości w Bogu coraz lepiej. Jak to się dzieje, że czasami odczuwamy „potępienie” – atakują nas myśli o byciu grzesznym, gorszym czy pokrzywdzonym? Zdarza się, że oskarża nas diabeł, często jednak myśli czy głosy są naszą własną „produkcją” – odzywają się lęki duszy, nie do końca zapomniane winy czy inne traumy z przeszłości. Co z tym zrobić? Doraźnie możemy użyć naszego autorytetu w Chrystusie, aby wygonić demony czy po prostu natrętne myśli (kazać im odejść w imieniu Jezusa), docelowo powinniśmy jednak dążyć do tego, aby przemienić duszę w oparciu o Boże Słowo.
Bóg w Księdze Izajasza 54:14 daje nam wspaniała obietnicę:
„Będziesz mocno ugruntowane na sprawiedliwości, dalekie od ucisku, bo nie masz powodu się bać, i od przestrachu, bo nie zbliży się do ciebie”.
Potrzebujemy tego właśnie ugruntowania w sprawiedliwości. Robić to możemy na przykład rozważając, czego dokonał dla nas Bóg w Jezusie Chrystusie.
„On Tego, który nie znał grzechu za nas grzechem uczynił, abyśmy w Nim stali się sprawiedliwością Bożą.” (2 Kor 5:21)
„On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia tego, który wierzy Jezusa” (Rz. 3:26 b)
Ktoś, kto dopiero zaczął zgłębiać tajniki chrześcijańskiej doktryny, może czuć się nieco zagubiony, z jednej strony mając nauczanie z kategorii „w Nim” – czyli o dziedzictwie w Chrystusie – byciu, jak mówi z kolei list do Efezjan „świętymi, nieskalanymi i nienagannymi”, z drugiej strony mocne nauczanie korygujące nasze braki. Naczytaliśmy się już na przykład książek Kennetha Hagina i innych nauczycieli wiary i czujemy się z tym nawet dobrze, aż tu okazuje się, że pojawia się inny przebudzeniowy kaznodzieja twierdząc, że mamy mało Boga, bo Go tak naprawdę nie chcemy i jesteśmy najwyraźniej przyzwyczajeni do ciemności. Kto, my? Światłość tego świata?
Jak to pogodzić? Oczywiście przyjmując objawienie – zarówno jedno jak i drugie. Będąc ugruntowani w sprawiedliwości stajemy się zdolni do prawdy –w tym prawdy na nasz temat: o kondycji naszego serca.
Co do tak zwanych „mocnych kazań”: dla jednego takie kazanie jest jak balsam na duszę, objawiona zostaje w nim ta głębia, której szukał, ta rzecz, którą jeszcze powinien usunąć, aby w pełni doświadczyć błogosławieństwa. Taki człowiek zwykle ugruntowany jest dobrze w Bożej tożsamości i nic nie traci z niej, gdy się przyzna do błędu czy nawet porażki. W końcu ta sprawiedliwość i tak nie pochodzi od niego, a po wyznaniu całej sprawy może być już w jego życiu tylko lepiej.
A zdaniem drugiego na tym samym nabożeństwie ten sam pastor „wali” w kościół, zamiast go motywować. Ciągłego zachęcania do rzeczy, które są prawdą Bożą, potrzebuje ten, kto naprawdę w nie wszedł w nie. Jednym z powodów może być właśnie brak objawienia sprawiedliwości Bożej, kiedy słuchającego oskarża każda korekta, czuje bowiem, że we własnej sile, której nie ma, będzie musiał zniwelować swoje braki.
Pamiętajmy jednak, że to Bóg wyznacza drogę realizacji swoich obietnic ( również tych z kategorii „w Nim”) i czasem musimy pewne rzeczy usłyszeć, aby przyszła zmiana. Dla tych, którzy są w Chrystusie nie ma już bowiem potępienia – są za to „cięgi” za brak rozwoju w Bogu i niewypełnienie powołania. No, przynajmniej brak nagrody.
W księdze Zachariasza w 3 rozdziale widzimy arcykapłana Jozuego stojącego przed aniołem Pana, a zaraz obok diabła (coś więc się wydarzyło w tym dniu w Bożym domu w sferze ducha!) Ten ostatni przyszedł oczywiście oskarżać, Boży posłaniec natomiast przyniósł (warunkową ) obietnicę awansu. Chciałoby się pogonić intruza i ogłosić wypełnienie Bożych planów. Zanim jednak mogło cokolwiek z tych rzeczy mieć miejsce – nastąpiła niezbędna zmiana – z Jozuego ściągnięto brudną szatę i przyodziano go w szaty odświętne. Czasami i my musimy się przyznać do całej kolekcji brudnych szat, nieczystych warg, złych postaw i motywacji po to, żeby być zdolnym do prawdy, aby Bóg mógł to oczyścić. Wtedy będziemy w stanie budować kościół i przynieść zbawienie innym ludziom.
Kochając więc z całego serca nauczanie wiary i biorąc garściami błogosławieństwa ziemi obiecanej powinniśmy jednak być zdolni do refleksji – jeżeli coś nie działa jak należy, to pewnie coś robimy źle i …. trzeba to poprawić. Poprzednio pisałam, że lekarstwem na „zdziczałe” zachowania w wierze, jak na przykład : „wierzę” wbrew każdemu i wszystkiemu w coś na jeden temat co niestety wiele lat się nie wypełnia, jest mądrość. Jak się komuś takie podejście nie podoba, Pan jest łaskawy i dzisiaj również jest dzień zbawienia, w którym zaprezentowana została inna droga – sprawiedliwy w Chrystusie wchodzi odważnie do Bożej przebieralni!