
Pustynia w życiu człowieka symbolizuje czas prób, doświadczeń, szlifu, ognia, służącego do oddzielenia tego, co szlachetne od tego, co pospolite
Nie będzie to dla nikogo odkrywcze, co napiszę, że pustynia w życiu człowieka symbolizuje czas prób, doświadczeń, szlifu, ognia, służącego do oddzielenia tego, co szlachetne od tego, co pospolite. Nie zaskoczę pewnie też nikogo przypomnieniem, że praktycznie każdy bohater biblijny miał czas pustyni w swoim życiu.
Jednak…
Jednak warto głębiej przyjrzeć się aspektowi relacji, których doświadczamy w tym czasie, który jest dla nas mało przyjemnym. Ponieważ każda ze stron ma swoje cele do osiągnięcia.
1. Relacja z Bogiem.
Jęczymy, stękamy, skarżymy się i tak naprawdę zapominamy, że to Bóg nas na tę pustynię zazwyczaj posyła.
„Poczytujcie to sobie za największą radość, moi bracia, gdy rozmaite próby przechodzicie; Wiedząc, że doświadczenie waszej wiary wyrabia cierpliwość. Cierpliwość zaś niech dopełni swego dzieła, abyście byli doskonali i zupełni, nie mający żadnych braków.” (Jak 1, 2-4).
Na pewno wolą Bożą nie jest, aby ktokolwiek poległ, ale by był doskonały, przygotowany do pełnienia wszelkiej służby dla Niego, budowania ciała Chrystusowego. Zawsze się pod nosem uśmiecham, gdy słyszę modlitwy typu: ”Panie dla Ciebie wszystko…”, bo wiem (z autopsji), że Bóg zawsze traktuje nas serio i zazwyczaj po tego typu wyznaniach pojawią się sprawdziany, co znaczy: wszystko. I bywa różnie, Izraelici marzyli o wolności, ale jej ceny nie byli w stanie zapłacić.
Boży cel jest jasny: poprowadzić do wolności (Izraelici), pełni Ducha i gotowości służby (Jezus), przewodzenia, pasterzowania grupie ludzi (Dawid), zachowania narodu (Józef, Estera).
2. Relacja z wrogiem.
Na pustyni na pewno nie ominie nas konfrontacja z samym diabłem. Jednak nie musi to być dla nas kamieniem potknięcia.
„Albowiem zamysły jego (szatana) są nam dobrze znane” (II Kor 2, 11).
A zatem o co mu chodzi? – byśmy na tej pustyni pomarli! A jakiej przynęty użyje? – naszych trzech „ukochanych” ciągotek.
„Nie miłujcie świata, ani tych rzeczy, które są na świecie; jeżeli kto miłuje świat, nie masz w nim miłości ojcowskiej. Albowiem wszystko, co jest na świecie, jako pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale jest z świata. Świat przemija i pożądliwość jego; ale kto czyni wolę Bożą, trwa na wieki.” (I Jan 2, 15-16),
Jezus też był kuszony w tych trzech aspektach, kiedy czując głód, diabeł wspominał o cieplutkim, pachnącym chlebie (pożądliwość ciała), kiedy pokazano mu wszystkie królestwa ziemi z ich bogactwami (pożądliwość oczu) i kiedy zostało mu zaproponowane, że będzie mógł tym wszystkim rządzić (pycha życia). Co w zamian miał tylko uczynić — pokłonić się, oddać hołd, cześć.
Więc o co chodzi? Ciągle o to samo! Kogo tak naprawdę czcisz. Mówi się, że każdy człowiek ma swoją cenę. Konfrontacja z wrogiem na pustyni obnaża, jaka jest prawda. Liczba 40 symbolizuje pełnię rządów, spełnione rządy. Nie było przypadkiem, że Jezus był 40 dni na pustyni, Mojżesz 40 lat też spędził na pustyni, zanim wyprowadził na nią swój naród, który tyle samo tam przebywał. Nauka jest bardzo prosta: nie chodzi o czas, a o osiągnięcie celu, czyli „… abyście byli doskonali i zupełni, niemający żadnych braków” (Jak 1,4).
3. Relacja z człowiekiem, pokoleniem.
Tak, to prawda, że próbę pustyni zawsze przechodzi się samotnie. Jednak, czy nie jest tak, że czasem i w tłumie ludzi tak się czujemy? Bo nie chodzi o aspekt fizyczny, ale o serducho, niezłomny charakter, jasność celu, brak kompromisów.
Przyglądając się różnym postaciom w Biblii i ich „okresom pustynnym” najdramatyczniejszym (moim skromnym zdaniem) jest czas Izraelitów, którzy wyszli z Egiptu. Dwa pokolenia na pustyni: jedno wie, że na niej umrze, są to rodzice, dziadkowie, wujowie, ciotki. Drugie, wie, że Bożą wolą jest, by ich życie było w ziemi obiecanej. To nie byli obcy sobie ludzie. Razem ze sobą żyli, mieszkali. Natomiast rozpaczliwie potężna była różnica w ich sposobie myślenia, funkcjonowania. To jest dla mnie ciągle zagadką, jak mentalnie Mojżesz, Jozue i Kaleb oddzielili od siebie te dwa egzystujące ze sobą pokolenia. Pokolenie, które pamiętało Egipt, było pełne narzekania, ciągle niezadowolone, depresyjne, chodzące w potępieniu, niewybaczeniu. Jak to się stało, że tym wszystkim nie zainfekowali swoich dzieci. Nie wierzę, że nagle się zmienili, stali wspaniałomyślni itp.
Pokolenie, które urodziło się na pustyni, było karne, posłuszne i lojalne (przez kilka dni chodzić wokół Jerycha i milczeć? Ich rodzicom z pewnością, by to się nie udało!).
Wierzę, że tam na pustyni to młode pokolenie zdecydowało, kogo będzie słuchać, kto stał się im ojcem, przewodnikiem, wybawicielem. Wierzę, że swoich bliskich w swoich sercach pochowali o wiele szybciej niż faktycznie, bo inaczej mogliby podzielić ich los.
A wszystko to bardzo mocno odnoszę to do dzisiejszej sytuacji. Wielu mieni się chrześcijanami, ale postępują w mentalności Izraelitów, którzy wiedzieli, że do swojej ziemi obiecanej nie wejdą. Bóg natomiast bardzo upomina się o młode pokolenie. Obawiam się, że wielu młodych ludzi będzie musiało te same decyzje podjąć co ich rówieśnicy tam na pustyni.
Godna uwagi jest tu także wierność Boga. Jozue i Kaleb, byli jedynymi Izraelitami, którzy pamiętali Egipt, a nie pomarli na pustymi i to oni jako przywódcy wprowadzili młode pokolenie do upragnionej ziemi obiecanej. Dlaczego – bo „byli innego ducha”, wierzyli Bogu, że „cokolwiek On obiecał ma moc i uczynić” (Rzym. 4, 21), i byli Bogu i Mojżeszowi ślepo posłuszni(IV Moj 14).
To każdy człowiek indywidualnie decyduje o swojej przyszłości poprzez swoją postawę, doświadczając czasu pustyni, która dla jednych jest tylko poligonem przed zdobyciem ziemi obiecanej, a dla drugich niestety grobem.