
Tekst: Wojciech Wieja
Czas najwyższy zadąć w trąby, aby padły mury pobożności niezgodnej z poznaną prawdą. Niech runie religijna fasada zasłaniająca pustkę podobnie jak zasłona w świątyni jerozolimskiej – w imieniu Jezusa!
„Paweł, sługa Boży, apostoł Jezusa Chrystusa w służbie wiary wybranych Bożych i w służbie poznania prawdy, która jest zgodna z pobożnością” (Tyt.1:1).
Rzadko zwracałem uwagę na wstępy w listach Pawła, a szczególnie ten do Tytusa omijałem z daleka lekceważąc „mniej istotne” fragmenty Biblii. Aż tu nagle, niespodziewanie zakotwiczyłem w pierwszym wersie tegoż listu zadając sobie pytanie, czy mogę postawić znak równości między moim poznaniem prawdy, a praktycznym życiem. Apostoł Paweł nigdy nie głosił Ewangelii bez przełożenia jej na codzienne życie z Bogiem. Oczywiście wzorem niedoścignionym jest sam Jezus.
Integralność chrześcijańskiego życia ma się objawiać posłuszeństwem wobec Prawdy.
Jak to zweryfikować?
Postanowiłem pokrótce prześledzić, czy to, w co wierzę i wyznaję ustami, ma odzwierciedlenie w moim życiu. Najłatwiej to sprawdzić zerkając na teksty pieśni, które lubię śpiewać na nabożeństwach.
Nie mam problemu ze śpiewaniem starych hymnów jak również nowoczesnych pieśni chwały. Jedynym kryterium jest przemienione życie śpiewającego, a nie data powstania pieśni. Jednym z moich ulubionych hymnów jest ten, który ma w refrenie nastepujący tekst: Wszystkie moje źródła w Tobie są (a tytuł to chyba Nie w wymowie…). W obliczu trudnych życiowych okoliczności jest to jedno z ważniejszych wyznań. Autor pieśni zainspirował się niechybnie Psalmem 87,7. Problem w tym, że ów psalm w siódmym wersecie, oprócz wszystkie me zdroje są w tobie, zawiera jeszcze jedno zdanie: Śpiewać będą w pląsach. Dlaczego to jest problem? Ano dlatego, że moja pobożność nie jest zgodna ze Słowem Prawdy. Właściwie uwielbienie Boga zawsze jest połączone z radością i pląsaniem, padaniem na twarz, pokłonami itp. Ile z tych rzeczy praktykuję? Tylko śpiewanie z mniejszym lub większym patosem i zaangażowaniem przyjęte jest jako norma uwielbienia. Pół wersetu wyrwane z kontekstu tworzy obraz źródła Pana wypływającego w życiu przygnębionego, kontemplacyjnie skupionego i sztywnego chrześcijanina. Jestem pewien, że nic nie wypłynie oprócz żółci i faryzejskiego kwasu. Tymczasem synowie Koracha piszą o pląsaniu (raczej radosnym), podczas którego śpiewa się: Wszystkie me zdroje są w tobie. Alleluja!
Zew
Chyba czas najwyższy zadąć w trąby, aby padły mury pobożności niezgodnej z poznaną prawdą. Niech runie religijna fasada zasłaniająca pustkę podobnie jak zasłona w świątyni jerozolimskiej – w imieniu Jezusa.
Żeby była jasność: te mury nie obciążają sumień twórców pieśni chrześcijańskich piszących w minionych wiekach. To jest moja i twoja odpowiedzialność tu i teraz, w bieżącym pokoleniu. Nie ma znaczenia co śpiewam, jeśli pobożność nie jest zgodna ze śpiewanym tekstem. Ze współczesnej muzyki mógłbym wymieniać dziesiątkami ulubione utwory. Dajmy na to All things are possible (Wszystko możliwe jest) autorstwa Darlene Zschech. Niewątpliwie jest to pieśń zainspirowana Słowem Bożym, śpiewam ją i gram z wielką przyjemnością. A jednak jakoś tak dziwnie w poniedziałek, gdy niedzielny kurz wzniecony przez decybele opadnie, reaguję na bieżące sprawy jak wystraszony kurczak a nie orzeł unoszony w przestworza wiatrem Pana.
Odgrzewane kotlety
Nie chciałbym dłużej znęcać się nad pieśniami. Pobożność zależy również od tego, jakich kazań słuchamy i w jaką „prawdę” wierzymy. Tu i ówdzie pojawiają się co jakiś czas tzw. odgrzewane kotlety, czyli dyżurne kazania szarpiące nieelegancko emocjami, ale nie mające mocnego fundamentu w Słowie. Takim odgrzewanym kotletem jest koncepcja zbawionej resztki (wąska jest brama, ciasna droga itp.). Żeby to udowodnić, należałoby wymazać z kanonu biblijnego kilka wersetów z Obj.7,9-17, jak również spróbować wmówić Abrahamowi, że ilość gwiazd i ziaren piasku, które widział, nie przekracza na przykład liczby 144 tys. Po co to piszę? Wierząc w zbawienie nielicznych nie możemy się skutecznie modlić! Strzelamy sobie w stopę, która powinna chyżo biegać z wieścią o Jezusie. Przebudzenie fruwa sobie gdzieś w obłokach, bo kościół przyjął inną koncepcję. Żenujące!
Przy okazji przyplątuje się predestynacja, czyli z góry zaplanowane potępienie. Tak, wiem – w tym pomyśle jest też miejsce na z góry zaplanowane zbawienie, ale przecież nie może być zbyt wielu zbawionych. Tak się ten cyrk toczy, poklepujemy się po ramionach utwierdzając się w niewłaściwej pobożności wypływającej z niewłaściwego poznania prawdy. Ciekawe, że w Afryce nie mają takiego problemu. 52 mln udokumentowanych deklaracji nawrócenia z samej tylko działalności Reinharda Bonnke mówią same za siebie (źródło: https://www.facebook.com/photo.php?v=10200389000031336).
Biblia od tyłu
Nie chciałem w tym artykule poruszać tematu uzdrowienia, ale po raz kolejny natknąłem się na typowe w tym temacie komentarze w Internecie. Zwróciłem uwagę na fakt, że popularne stało się czytanie Biblii od tyłu. Niby większość chrześcijan wierzy, że Bóg może uzdrawiać, ale od razu mają w zanadrzu przygotowany kociołek z wersetami z nowotestamentowych listów. Jest to swoiste antidotum na wszystko, co mogłoby się kojarzyć z tzw. ewangelią sukcesu. Zamiast zacząć od podstawowych prawd z życia Jezusa (przecież On uzdrowił każdego, kto chciał i wierzył), zaczynamy od niuansów i wyjątków, dołączając faktycznie do chóru ateistów, których taktyka w dyskusjach często na tym polega.
Powszechna jest zatem „teologia ciernia”. Rzadko czyta się 2Kor.12:7 we właściwym kontekście. Ów „cierń” miał balansować nadzwyczajne objawienia, wizyty w trzecim niebie, wskrzeszenia, uzdrowienia itp. Kto z nas to przeżył? Kimże jesteśmy, że w ogóle porównujemy się do apostoła Pawła? Bezpośrednio przyprowadził on do upamiętania kilkanaście, albo kilkadziesiąt tysięcy ludzi (a pośrednio o wiele więcej). Setki, jeśli nie tysiące, zostało uzdrowionych i uwolnionych od demonów. Nie mówmy o cierpieniu jako woli Bożej dla naszego życia, jeśli nie wypełniamy wielu innych celów, które Bóg nam wyznaczył! Poza tym, aby poznać Jego wolę wypadałoby poświęcić nieco więcej niż tylko piętnaście minut dziennie na modlitwę i czytanie Słowa.
Nie sądzę, abym był gotowy do takich poświęceń, jak Paweł, ale pewne niedogodności wielu z nas by zniosło, aby tylko móc doświadczyć choćby ułamka sukcesów apostoła. Tak, sukcesów!
Tak więc podejście do tematów, takich jak na przykład uzdrowienie, determinuje pobożność, czyli praktyczne działanie wynikające z przekonań.
Małe dziecko potrafi wyjaśnić logicznie, skąd na świecie wzięły się choroby, cierpienie i grzech. Bądźmy jak dzieci. Od Genesis do Objawienia snuje się nić naszego przeznaczenia, a trzy jego najważniejsze punkty to: upadek Adama i Ewy, śmierć i zwycięstwo Jezusa na krzyżu oraz moje i twoje posłuszeństwo Bogu.
Puenta
Niechaj podsumowaniem ostatniego akapitu oraz całego artykułu będzie fragment z Listu do Rzymian 16:17-20: „A proszę was, bracia, abyście się wystrzegali tych, którzy wzniecają spory i zgorszenia wbrew nauce, którą przyjęliście; unikajcie ich. Tacy bowiem nie służą Panu naszemu, Chrystusowi, ale własnemu brzuchowi, i przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków. Albowiem posłuszeństwo wasze znane jest wszystkim; dlatego raduję się z was i chcę, abyście byli mądrzy w tym, co dobre, a czyści wobec zła. A Bóg pokoju rychło zetrze szatana pod stopami waszymi. Łaska Pana naszego, Jezusa, niechaj będzie z wami”.