
Tekst: Katarzyna Wasiak
Żyjemy w czasach, kiedy nikt nie ma czasu na nic. A wszystkim rodzicom zależy na tym, by ich dzieci były spełnione i szczęśliwe. Bardzo ważną rzeczą jest więc to, aby matki i ojcowie mieli dobrą relację ze swoimi dziećmi. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić? Podzielę się z Wami kilkoma sprawdzonymi metodami.
Na czym się koncentrujesz?
Zacznijmy od siebie. Drodzy rodzice, musimy powiedzieć sobie STOP! Żyjemy na ziemi nie po to, aby najważniejszą rzeczą w życiu było zdobywanie pieniędzy, wyjeżdżanie na wakacje na Majorkę (bo na Mazury wstyd) lub oglądanie po pracy filmów, do północy objadając się chipsami. Bóg dał nam życie, abyśmy mogli poszerzać Jego królestwo i głosić dobrą nowinę. Myślę, że jako chrześcijanie, jesteśmy ludźmi, którzy muszą patrzeć na życie, rodzinę, wychowanie dzieci zupełnie inaczej. Najlepiej przez pryzmat Bożego Słowa.
Kiedy słyszę, jak moi sąsiedzi narzekają na swoje dzieci mówiąc na przykład: ,,w kogo on/ona się wdał?”, mam ochotę powiedzieć: „jaki ojciec, taki syn, jaka matka, taka córka”. Rodzice muszą zdawać sobie sprawę z tego, że są przykładem, a dzieci są darem od Pana i musimy o nie dbać, poświęcać im czas i wychowywać w karności dla Pana.
Miłość podstawą relacji
Prawie 17 lat temu, już po naszym ślubie, mój mąż powiedział zdanie, które utkwiło mi w pamięci: ,,Wiesz kochanie, chociaż nie mamy jeszcze dzieci, to ja już je kocham i marzę o nich”. Tak jest po dziś dzień. Staramy się jako rodzice okazywać im miłość każdego dnia. Rodzice chrześcijanie muszą być czujni, otwarci i dostępni. W Liście do Kolosan jest napisane: ,,Przeto przyobleczcie się jako wybrani Boży, święci i umiłowani w serdeczne współczucie, w dobroć, pokorę , łagodność i cierpliwość. Znosząc jedni drugich i przebaczając sobie nawzajem, jeśli kto ma powód do skargi przeciw komu: jak Chrystus odpuścił wam, tak i wy. A ponad to wszystko przyobleczcie się w miłość, która jest spójnią doskonałości.” (Kol. 3.12-14)
Szczególnie my – rodzice musimy rozważyć to słowo bardzo szczegółowo. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że dziecko to mały człowiek. Ma mniej lat, mniej doświadczenia, mniej cierpliwości i więcej ,,wymagań’’, ale jest człowiekiem z krwi i kości. Dlatego rodzice powinni ,,zejść’’ czasami do poziomu dziecka, aby je zrozumieć.
Traktuj każde dziecko indywidualnie
Zdaję sobie sprawę z tego, że dzieci są bardzo różne. W mojej rodzinie nasz syn zdecydowanie różni się od córki. I nie chodzi mi o płeć, bowiem to jest oczywiste, ale o temperament, usposobienie, zainteresowania itp. Zarówno syn jak i córka są przez nas zawsze traktowani jako odrębne, niepowtarzalne osobowości, unikalne w swoich pragnieniach, marzeniach i obdarowaniach.
Święty Paweł napisał: ,,A wy ojcowie nie pobudzajcie do gniewu dzieci swoich, lecz napominajcie i wychowujcie je w karności dla Pana”. (Ef.6.4)
Najcenniejsza moneta – czas!
Zamiast ciągle zwracać małym dzieciom uwagę, że nie chcą czytać Biblii (bowiem niewyćwiczone ciało nie chce), pomyślmy o tym, jak ich zachęcić. Bardzo dobrym i sprawdzonym sposobem jest czytanie przez ojca historii biblijnych i ich tłumaczenie, kiedy dzieci wielu rzeczy jeszcze nie rozumieją. Wiele osób czytając ten artykuł zadaje sobie z pewnością pytanie – ,,ale o co chodzi?’’ Kochani rodzice – wiecie z niejednego nauczania, że Jezusowi chodziło o miłość i dawanie. Biblijna zasada: co zasiejesz, to zbierzesz ma swoje odzwierciedlenie w tzw. mądrości ludowej: ,,czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci’’, co sprowadza się do jednego – nie przeceniaj czasu i wysiłku włożonego w wychowanie dziecka, póki masz na nie wpływ!
W Pierwszym Liście do Koryntian, Święty Paweł napisał, że miłość jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa… nie szuka swego… No właśnie, nie szuka swego. W dzisiejszych czasach, nawet wśród chrześcijan panuje myślenie: „ja, ja, ja, dla mnie, o mnie”. To właśnie my, rodzice powinniśmy uczyć dzieci, że to jest złe. A jak to robić? To jest bardzo proste, przez własną postawę. Jak wcześniej wspomniałam, jaki ojciec, taki syn. Moje dzieci są już nastolatkami. Córka ma prawie szesnaście, a syn czternaście lat. Czas dorastania to czas, kiedy młodzież zadaje sobie ważne ,,życiowe’’ pytania, dobiera towarzystwo, przyjaciół. To czas, kiedy ich emocje chwilami sięgają Mont Everestu, by za moment są skrzętnie chowane za ścianą milczenia. Właśnie wtedy rodzice muszą stać na straży, być czujni i dostępni 24 godziny na dobę. Już słyszę głosy: ,, jestem zmęczony po pracy, muszę się wyspać, muszę ugotować obiad, poczytać książkę, pograć z kolegami w bilard lub pogadać z koleżankami przez telefon itd.”. Błąd! Moim zdaniem, jedynym wytłumaczeniem może być czas modlitwy i oddzielenie dla służby Panu.
Czas dorastania każdego nastoletniego człowieka jest bardzo trudnym okresem. I naprawdę nie chodzi mi o to, aby ogłaszać nad dziećmi tzw. „czas buntu” , bowiem to jest nic innego, jak zły duch, który kryje się za tym powiedzeniem i nie powinien mieć miejsca w życiu młodych ludzi, a szczególnie w chrześcijańskich rodzinach, lecz o mądre rozpoznanie czasów i pór w życiu powierzonych nam przez Boga, młodych ludzi. Pamiętajmy, że oni są przede wszystkim Jego dziećmi!
Kiedyś żona pewnego pastora z Cypru powiedziała mi, że dla swojej nastoletniej, dojrzewającej córki, ona i jej mąż byli dostępni całą dobę, bowiem jeśli nie oni, to kto – towarzystwo, inna młodzież, która ma podobne problemy? Słysząc wówczas to zdanie, miałam lekko mieszane uczucia. Teraz jednak, kiedy sama mam dorastające dzieci w swoim domu, zastosowałam to bez mrugnięcia okiem.
Święty spokój – czy karygodne zaniedbanie?
Moja córka potrafi przyjść do mnie późnym wieczorem i prosi mnie o rozmowę, która czasami trwa nawet dwie godziny. Powiem szczerze, że to jest niezwykle cenny czas dla nas obu. Są dni, kiedy mój syn zamyka się w pokoju z moim mężem, omawiając ważne, męskie sprawy, a ja w tym czasie z córką słuchamy muzyki chrześcijańskiej włączonej na pełen regulator. Czy to jest dziwne? Nie, to jest wspaniałe, bowiem dzieci wiedzą, że ZAWSZE mogą zwrócić się do nas o pomoc, a jeśli nie o pomoc, to po to, aby wspólnie spędzić czas. Często słyszę, jak ludzie dorośli chcą mieć ,,święty spokój”, a młodzież nie lubi – kolokwialnie mówiąc – „siedzieć ze starymi”. To jest nic innego, jak utwierdzanie się w swojej postawie zmęczonego, udręczonego przez szefa w pracy, doświadczonego, sfrustrowanego czterdziestolatka, który nie jest do końca szczęśliwy z życia, które otrzymał od Boga.
Być może powiesz: ,,twarda to mowa, któż jej słuchać może”, ale zachęcam wszystkich rodziców, aby dali od siebie coś więcej, niż do tej pory.
Lata płyną nieubłaganie…
Zanim się odwrócimy, już będziemy usypiać na rękach nasze wnuczęta. Póki co, mamy wciąż dorastające dzieci w domu i z całego serca życzę każdemu z rodziców, aby jak najczęściej mógł przeprowadzić krótki dialog ze swoim nastolatkiem, podczas ten gdy odrabia lekcje w pokoju, a wy krzątacie się w kuchni:
– Mamo?!
– Tak, słucham?
– Kocham Cię!