
Tekst: Kot Kuba
„Czyż nie pochodzi to od Pana Zastępów, że ludy mozolą się nad tym, co pożera ogień, a narody trudzą się nad tym, co nie ma wartości?” (Ha 2:13)
Dawno już nie było takich kazań jak kiedyś! W latach dziewięćdziesiątych moje ulubione Słowo było o tym, że jak wybuduję w swoim życiu z siana lub ze słomy, to jaki by fundament nie był – ogień wypróbuje wszystko. Straszono mnie, kota Kubę, że wejdę co prawda do nieba, ale jak ten oskubany kurczak.
Miałem mieszane odczucia co do pracy mojej pani w nowej firmie, bo cały czas mi się wydawało, że ogień pożre wszystko, doczesne to bowiem rzeczy, a nie służba Boża.
Życie jest jednak bardziej skomplikowane, niż pierwsze wrażenie, zwłaszcza, że jedna z najważniejszych inwestycji w owym korpo to … fabryka żaroodpornych naczyń.
Mówiąc poważnie, trochę się przestraszyłem, że kościół może się taki stać, tj. żaroodporny, a nawet żaroOPORNY. Pan Jezus przyszedł na ziemię rzucić ogień i pragnął, aby on już zapłonął. Ogniem każdy miał być posolony. Jak, kot Kuba, zawsze z pełną otwartością odpowiadam na pragnienia Pana Jezusa. W wielkim domu jednak, jak pisze apostoł Paweł, różne są naczynia, jedne do celów zaszczytnych, inne do celów pospolitych. Są nowe i stare bukłaki, a prorokom w Starym Testamencie trafił się raz gar, który nie dał się doczyścić.
Mojżesz zareagował żywiołowo na płonący krzak, Izraelici widzieli dymiącą górę i coś tam ich ruszało, choć per saldo skończyło się to źle – wymarli na pustyni. Ja też zdaję sobie sprawę, że nie ujdę cało, jeśli zlekceważę tak wielkie zbawienie! Jeżeli więc na modlitwę idę, nie jest kluczowe, czy z domu idę, czy z zagrody, czy z korpo, z przedszkola, czy od pługa – liczy się moja odpowiedź na ogień!