
Tekst: Katarzyna Nowak
Kiedy patrzę, jak spokojnie śpi, jak dzieci cieszą się, że jest z nami w domu, to brak mi słów. Z dnia na dzień wygląda lepiej, a ja się cieszę, że Pan tak pięknie poprzemieniał nasze serca.
„A wy, dzieci Syjonu, wykrzykujcie radośnie i weselcie się w Panu, swoim Bogu, gdyż da wam obfity deszcz jesienny i ześle wam, jak dawniej deszcz, deszcz jesienny i wiosenny. I klepiska będą pełne zboża, a prasy opływać będą moszczem i oliwą. I wynagrodzę wam szkody lat, których plony pożarła szarańcza, konik polny, larwa i gąsienica, moje wielkie wojsko, które na was wyprawiłem. Wtedy będziecie jeść obficie i nasycicie się, i wysławiać będziecie imię Pana, swojego Boga, który dokonał u was cudów, i mój lud nigdy nie zazna wstydu. I poznacie, że Ja jestem wśród Izraela i że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem i nie ma innego; i lud mój nigdy nie zazna wstydu”. (Joela 2: 23- 27).
„Oto Ja w owym czasie położę kres wszystkim twoim ciemiężycielom. Wspomogę to, co kuleje, zbiorę to, co rozproszone, obdarzę ich chwałą i sławą w każdym kraju, gdzie doznali hańby.W owym czasie przywiodę was z powrotem i zgromadzę was w tym czasie. Zaprawdę obdarzę was sławą i chwałą u wszystkich ludów ziemi, gdy na waszych oczach odmienię wasz los – mówi Pan”. (Sofoniasza, 3:19- 20).
Decyzja o zawarciu małżeństwa z nieznanym mi człowiekiem, po trzech dniach bycia razem, nie należała do odpowiedzialnych. Wydawało mi się, że jest spełnieniem wszystkich moich marzeń. Przystojny, uroczy, szarmancki. Stwarzał piękne pozory i one mi wystarczyły, żeby szybko powiedzieć: TAK.. Najważniejsze było dla mnie, że chce ze mną być.
Przez 8 lat tworzyliśmy weekendowe małżeństwo. Szybko przyjeżdżał, szybko odjeżdżał. A w weekend zapraszaliśmy gości i piliśmy. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciał nas sprowadzić do siebie. Nie umiał być razem z nami – na dłuższą metę rodzina była ciężarem. Dzieci i zrzędząca żona, która chce w ciągu trzech dni nadrobić ze wszystkim dwa lub trzy tygodnie jego nieobecności w domu. Kiedy po 8 latach wreszcie zamieszkaliśmy razem, okazało się, że alkohol był w naszym domu na pierwszym miejscu.Nie radziłam sobie z emocjami, zajadałam, zapijałam, paliłam.
Podjęliśmy decyzję o jego wyjeździe na rok za granicę, aby zarobił więcej pieniędzy. Wrócił jako obcy człowiek.Wtedy zaczęłam szukać dla niego pomocy, a znalazłam ją dla siebie. Odnalazłam Boga. Odstawiłam alkohol. Przez pół roku trwała szarpanina: on pił, a ja byłam na krawędzi wyczerpania emocjonalnego. W końcu mąż założył sprawę o rozwód, a ja jako ostatnia dowiedziałam się, że zostawił za granicą kobietę. Liczyła się tylko ona. To jej wyremontował mieszkanie, a my tułaliśmy się po wynajmach i walczyliśmy z nim o alimenty. To jej syna traktował jak swojego, a nasze dzieci otrzymywały ochłapy. Każdy kontakt z nim mnie ranił, rozdzierał. Stałam się „tą drugą”.
Podejmował tragiczne decyzje finansowe i roztrwonił wszystko, co miał a długi musieli spłacać jego rodzice. Prawie zapił się na śmierć – pogotowie zabrało go niechodzącego i wyczerpanego fizycznie ze zdiagnozowanym zespołem Korsakowa. Wymagał stałej opieki, której udzielili mu jego rodzice. Ja i dzieci zostaliśmy bez alimentów, musieliśmy zmienić mieszkanie na mniejsze, nauczyć się żyć skromniej.Ta lekcja była nam potrzebna.
Pisałam do męża listy, wyrzucając z siebie wszystko. Dziękującza to, co dobre i przepraszając za to, co złe. Nie wysyłałam ich – były częścią mojej terapii. Z czasem w moim sercu pojawiło się pragnienie przebaczenia mu. Modliłam się o Boże miłosierdzie dla niego.
Przez trzy lata nie mieliśmy ze sobą kontaktu.W tym czasie modliłam sięo nowego męża dla siebie, który byłby silny w Bogu i oparciem dla mnie. 20 listopada, dokładnie w dwudziestą rocznicę naszych zaręczyn, usłyszałam w sercu wyraźny głos: ,,Weź męża do siebie”.Odpowiedziałam: „Boże, co Ty do mnie mówisz?! Tę roślinkę mam wziąć? To niemożliwe!”. Ale w sercu wciąż słyszałam: „Weź Darka do siebie”. Krzyczałam z niezgody, a Pan wytrwale kruszył moje serce. Wreszcie uznałam, że Bóg wie, co jest dla mnie lepsze. Zabrałam męża do domu.
Pierwsze dwa tygodnie były najtrudniejszymi w moim życiu. Mieliśmy wiele komplikacji, byłam wyczerpana nerwowo i fizycznie. Nie poradziłabym sobie bez przyjaciół. Po ludzku, to było czyste szaleństwo. Ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Jak On coś postanowi, to daje też siłę człowiekowi, by wytrwać do końca.
Przez lata rozłąki z mężem, tęskniłam za moją drugą połową. Szczęścia szukałam w innych mężczyznach, ale żaden z nich nie mógł zastąpić ojca moich dzieci.
Pomimo tego że mój mąż jest jeszcze chory, wierzę, że skoro Pan go zwrócił, to będzie zdrowy. Wierzę, że Bóg chce dać mu szansę na nowe, dobre życie. Mam w sercu niesamowity pokój. Kiedy patrzę, jak spokojnie śpi, jak dzieci cieszą się, że jest z nami w domu, to brak mi słów. Z dnia na dzień wygląda lepiej, a ja się cieszę, że Pan tak pięknie poprzemieniał nasze serca. Jest cierpliwość, radość. Starej Kasi już nie ma – umarła.
Siedem lat Bóg wyprowadzał mnie na prostą z moich zawirowań i uzależnień, abym była silna w Nim i abym teraz mogła pomagać mężowi. Czy warto być posłuszną? Warto. Bóg wie, co jest dla nas najlepsze.