
Tekst: Michał Ewertowski
Dzień jak każdy inny dzień. Dostaję telefon z informacja, że znajomy leży w szpitalu na Banacha. Umawiam się na spotkanie. Wchodzę na oddział i czekając na wizytę, chwilę się modlę o Boże działanie. Widzę ból, choroby i śmierć. Mój duch nie zgadza się z tym. Wchodzę do Pawła. Chwilę rozmawiamy. Paweł czuje się dobrze, ale ma jakiś problem z krwią i w szpitalu zostanie do piątku. Razem z jego żoną wywalamy choroby i problemy z jego ciała. Modlimy się wspólnie.
Obok leży człowiek chory na cukrzycę. Przysłuchuje się. Nic nie mówi. W pewnym momencie do sali wchodzi katecheta, z pierścieniem na palcu. Zadaję mu pytanie o trzy rzeczy, które chciałby, aby Bóg dla niego zrobił. Prośby dotyczą rodziny. Modlimy się, jest bardzo poruszony. Dziękuje nam i wychodzi. Mężczyzna obok wciąż na nas patrzy i mówi, że jest chory na cukrzycę. Rozmawiamy z nim. Jest głodny Boga. Przyjmuje zbawienie. Łzy zachodzą Mu oczy. Modlimy się o Jego zdrowie i rodzinę. Bóg jest dobry! Ludzie pragną Boga! Nie bój się mówić o Nim!
Zapowiada się interesujący tydzień. Tydzień wyjazdowy. Spotykam się z kolega z Łodzi. Wiele lat temu został ochrzczony w Duchu Świętym. Chwilę rozmawiamy. Widać, że bardzo potrzebuje prawdziwej relacji z Bogiem. Modlimy się o zmiany. Wierzę bardzo, że złapie Życie! Drugim celem podróży jest Wrocław. Tam poznaję człowieka, który dosłownie chłonie Boga, szuka, idzie za Nim. Jest pozytywnie zwariowany na punkcie Boga. To niesamowite. Rozmawiamy długo. Wymieniamy świadectwa działania Boga w naszym życiu, opowiadamy niezwykłe historie.
Modlę się o kilka osób, a Bóg mówi przeze mnie do ich życia. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ Bóg potrzebuje ludzi, którzy przekażą Jego słowo.
Zostaję ugoszczony obiadem i świetnymi sokami owocowymi! Pamiętaj – w zdrowym ciele zdrowy duch. Ostatnie spotkanie ma miejsce w Zakopanym. Wracając z Krupówek, widzę dziecko o kulach. Podchodzę i rozmawiam. Okazuje się, że to jego mama ma skręcona kostkę. Pierwszy dzień urlopu. Mówię Ewangelię. Kładę na chore miejsce ręce w imieniu Jezusa. Po chwili kobieta dziękuje Bogu za uzdrowienie. Ból przeszedł. Zaczęła normalnie stąpać! Bóg jest Bogiem cudów. Jest wierny.
Kolejny dzień. Jako ratownik medyczny jestem na planie reklamy w charakterze obstawy medycznej. Zazwyczaj nic się nie dzieje, ale to dobre pole do nawiązywania znajomości. Na planie poznaję dużo ciekawych i znanych ludzi. Jedną z nich jest kaskaderka, która powinna wykonać skok do basenu. Siedzimy razem i rozmawiamy, czekając na jej kolej. Mamy dużo czasu – ok. 20 godzin. Dowiaduję się, że poprzedniego dnia dziewczyna skoczyła niefortunnie i skręciła sobie kostkę. Ma silne bóle i nie może stawać na obolałej nodze. Nie chce iść do lekarza i unieruchomić nogi w gipsie z powodu swojej pracy. Pyta się, czy mam na to jakiś sposób. Odpowiadam jej, że jak najbardziej. Dzielę się z nią świadectwami uzdrowień z poprzednich tygodni i miesięcy. Jest zafascynowana. Słucha uważnie. Rozmawiamy na temat Boga i Jego mocy. W jednej chwili prosi mnie o modlitwę. Czekając na swój skok, leży przywiązana do lin. Kładę rękę na jej kostkę. Modlimy się. Ból ustaje w 90 %. Jest mi bardzo wdzięczna. Boża moc znów działa!
Kolejny dzień. Znów poza Warszawą na obstawie medycznej. Modlę się o ludzi. Błogosławię ich. W pewnym momencie dostaję wezwanie: czy ratownik medyczny wyrywa zęby? Uśmiecham się i odpowiadam, że nie. Nie mam odpowiednich kwalifikacji. Słyszę odpowiedź: “Oj tam, oj tam, zapraszamy na plan”. Aktorkę bardzo boli ząb, ale nie wie który. Prosi o wyrwanie go. Chwilę z nią rozmawiam i informuję, że nie mam uprawnień do wyrywania zębów, a tym bardziej przyrządów, a jeśli nie chce tabletek przeciwbólowych, mogę jedynie wesprzeć ją psychicznie. Rozmawiamy dalej. Kobieta chce pomocy. Mówię Jej o mocy Boga. Jest w szoku. Prosi o modlitwę. Ból przechodzi! Uwierzyła Jezusowi i zdecydowała się pójść za Nim! Powiedziałem jej, że jeśli ból będzie wracał, niech się sama modli. Ok. 30 min później, widzę, że ta dziewczyna na planie ogłasza uzdrowienie nad swoim życiem. Po zdjęciach, podchodzi do mnie i mówi mi: „Michał, modlę się, walczę i działa!”
Bóg jest wielki!
Na początku sierpnia przypadały moje urodziny. Po południu, ok. godz. 18.00 wzięliśmy gitarę z werblem i wraz z grupą ludzi poszliśmy na warszawskie Stare Miasto. Chcieliśmy trochę poprawić ludziom nastroje w ten pochmurny dzień. Ola wymyśliła nowe teksty o deszczu. Śmiejemy się i idziemy – jak Mariachi!
Nagle napotykamy dziewczyny z Izraela. Dziewczyny, które wierzą w Mesjasza! Rozmawiamy trochę po angielsku, trochę po rosyjsku. W pewnym momencie pytam się o 3 rzeczy, o które możemy się modlić. Chwilę myślą. Jedna z nich mówi o uzdrowieniu dziadka, druga o swojej przyszłości. Modlimy się chwilę, Łukasz tłumaczy. Dziewczyny są poruszone. Bóg dotyka ich serc. Chwilę później spotykamy się z całą ich grupą. Dziewczyny tańczą dla Boga i śpiewają. Okazuje się, że jedna z nich, Martina też ma urodziny! Świętujemy razem.
Niezapomniany czas!