Dziś kolejne wspólne wyjście z kościołem. Uwielbienie ponownie zajmuje centralne miejsce pod kolumną Zygmunta, a my krążymy nieopodal.
Kiedy dzieje się coś złego, najlepsze, co możemy zrobić, to pójść i wziąć odwet. Ale odwet w stylu Boga, nie ludzkim.
Agata dziś działa w Indiach i na Sri Lance, ale reszta Mariachi jest w naszej pięknej stolicy. Z Pawłem i Michałem ruszamy ponownie do parku Morskie Oko.
"Grajcie Panu, bo wielkich dzieł dokonał, niech to będzie wiadome na całej ziemi!"
Dziękuję Bogu każdego dnia, że daje nam tak wiele. Że chce, żebyśmy szerzyli Jego niesamowite Królestwo. Zaszczyt, prawda? Służyć takiemu Panu... Czysta radość.
Umawiamy się o 18. Po deszczowym ranku, mamy piękne popołudnie. Jesteśmy we trzy osoby. Agata, Marcin i ja. Zaczynamy wielbić Boga.
Mam dość życia w letargu, w mazi, która ogarnia umysł i zmienia obraz rzeczywistości.
W maju chodziliśmy naszym ulubionym Nowym Światem i po Starówce. Jest jasno, coraz cieplej, a przede wszystkim – radośnie, co niezwłocznie oznajmiamy wszystkim przechodniom.
Dziś znowu wędrujemy po Polach Mokotowskich. Na ławce odpoczywa mężczyzna w rolkach. Zaskoczony naszym śpiewaniem, wciąga się w rozmowę.
Wstaje kolejny dzień. Modlę się, by Bóg postawił mi na drodze ludzi, którym powiem o mocy Boga.
Dzisiaj wybór padł na Ochotę. Idziemy ulicą Banacha. Właściwie ledwo zaczęliśmy, kiedy podszedł do nas Kamil. Usłyszał, że śpiewamy o Bogu i zaczął z nami iść.
Tym razem spotykamy się pod Arkadią. Kiedy tylko zaczynamy grać, od razu zjawia się ochroniarz i wyprasza nas na 100 metrów od galerii. A niby taki raj. ;)
Dziś spotykamy się niedaleko Pól Mokotowskich, przed głównym wejściem na SGH. Modlimy się w oczekiwaniu na tych, którzy jeszcze nie doszli, ale w końcu zaczynamy w okrojonym składzie.
Zdarzają się dni (na szczęście coraz rzadziej), że ciężko jest wyjść na ulicę. Że gdzieś pośród problemów codzienności zagubi się ta radość życia z Bogiem. Są ataki na nas, na jedność między nami, na każdego z osobna...
To jeden z tych momentów, które dzieją się coraz częściej – kiedy na ulicę zstępuje potężna Boża obecność. Z jednej strony piątka uwielbiających, z drugiej strony piątka słuchających. Razem dziesiątka ludzi dotkniętych Bożą dobrocią. Wzruszenie. Miłość.
W powietrzu jest tak cudowna atmosfera, że nogi same podskakują. Radość i lekkie rozproszenie, co chwila plączę słowa piosenek i wybucham śmiechem. Ale dzieje się dokładnie to, o czym śpiewamy.
Spotykamy się na Chmielnej i ruszamy w stronę Nowego Światu. Nieśmiało ogląda się za nami starsza Pani – więc śmiało podchodzimy. Jest trochę nieufna, bo jej córka kiedyś trafiła do sekty, ale już po chwili Słowo się
Jesteśmy w czwórkę, Agatka jeszcze w USA. Dziś chodzimy po przystankach Placu Bankowego. Od jednego do drugiego, co chwila zatrzymując się i głosząc, bo ludzi sporo.
Dziś nie ma pozostałych – Agata w USA, Marysia w Izraelu, Marcin chory. Umawiamy się z Elą na skwerze Hoovera – pełni zapału dla dzieła, które mamy wykonać...
Czasem pretekst do ewangelizacji pojawia się dość nieoczekiwanie. Maszerujemy Krakowskim Przedmieściem, kiedy Michał niechcący zahacza gitarą pewnego pana. Mężczyzna odwraca się i pomimo przeprosin, mamrocze coś ze złością...